środa, 2 września 2015

WOLNOŚĆ!!! :D :D :D

 Dziś Chochlik dołączyła do zacnego grona małych terrorystów i rozpoczęła resocjalizację w przedszkolu :D
 Ile ja się naczytałam i nasłuchałam- że będzie płacz, tragedia, że będzie tęsknić, że trzeba na krótko, tylko na kilka godzin, jakieś tygodnie adaptacyjne, że w ogóle moje dziecko przeżyje życiową traumę i załamanie nerwowe.
 Na szczęście Chochlik tego nie czytała i nie słuchała :D

 Młode wstało o 6:45 ze słowami "Mama, wyspałam się, chodźmy do przedszkola!"
 Obejrzała obowiązkową Dorę, wtranżoliła dwa pierogi, załadowała się w żółte ubranie(tydzień kolorów, te sprawy), uzbroiła w plecak i kapcie na buty i pognała do sąsiadki, która nas wozi. W samochodzie odbyła się standardowa gadka z kolegą(a raczej monolog, bo kolega jeszcze nie do końca ogarnia ekspresjonizm Chochlika- w sumie jeszcze nie znalazło się dziecko które by go ogarniało :D).
 Już na widok budynku piszczała jak nakręcony szczeniak. Wpadła do szatni jak huragan, zrobiła "wyrzut z klapka", dała się usadzić na sekundy żeby założyć kapcie i... tyle ją widzieli. Dyrektorka dopiero po chwili zorientowała się, co się w ogóle stało(jak Chochlik-kradziej cichcem dokoptowała się do jej stołu i próbowała zwędzić nożyczki).
 Nie tracąc chwili rzuciłam tylko:
- To pa, zostajesz tu, wrócę po Ciebie później!
 Chochlik nawet nie zaszczyciła mnie spojrzeniem. O tym, że mnie słyszała świadczyło tylko niecierpliwe machnięcie ręką mniej więcej w moim kierunku z pretensjonalnym "No paaaaa!"

 Ach, te stresy, te rozpacze.
 Teraz straszą mnie syndromem dnia drugiego. Że niby w drugim już będzie wiedzieć o co cho i nie będzie chciała iść.
 Ale póki co- my się tym nie przejmujemy :D
 No, to matka-socjopatka idzie pracować. Na kompie. Oglądając serial, żrąc chipsy i żłopiąc energetyka. Przede mną błogie, cudowne, najpiękniejsze w świecie 8 godzin świętego spokoju.
 Ja chyba nie powinnam mieć dzieci :D