wtorek, 2 czerwca 2015

O losie... czemu dziewczynka?!

 Jak już dopuściłam do siebie jakąkolwiek myśl o posiadaniu potomstwa- marzyłam o chłopcu. Miał mieć na imię Gabriel(bo jak mały to Gabryś, a jak większy to poważny Gabriel). Względnie w okresach wzmożonej czytalności Vuko, Ragnar bądź Jacek(na szczęście "zmądrzałam"). Miał być przystojny, zabawny, elokwentny i zadbany. Jak ojciec.
(Bo wtedy jeszcze myślałam, że znajdę zadbanego, przystojnego dawcę genów. Tak... myślałam...)

 A trafiła mi się dziewczynka.
 Zabawna, elokwentna, szalona, wariatka - pasjonatka z wiecznie upitoloną jedzeniem i fragmentami zabawy odzieżą. Jak tatuś...
 Więc zamiast kupować eleganckie koszulki w kratkę i spodenki w kancik- kupuję różowe kiecki i "eleganckie lakierki".
 Zamiast biegać z piłką czy popitalać na rowerze- puszczam bąbelki i tańczę.
 Zamiast mieć z głowy wszelkie sprawy damsko-męskie i ograniczyć się do przypominania, że o kobietę trzeba dbać- czeka mnie tłumaczenie, czemu moja córka pozbywa się cyklicznie płynów z organizmu nie umierając przy tym, czemu przeżywa co miesiąc załamanie nerwowo-dietowe i że seks w wieku 12 lat to nie jest najlepszy sport i prędzej pomoże kilogramom przybyć niż zniknąć.

 Tak... chciałam syna. Mam córkę.
 I co rano jest ta sama bajka.
- Mama, nie ta bluzka!
- Dlaczego?
- Nie ta! Inna!
- Ale ta jest ładna!
- INNA!!!
- A ta?
- Nie, nie ta.
- To może ta?
- Niee.
- A ta...?
- Hm... (chwila napięcia niczym w kole Fortuny) tak, ta.
- Uff... dobrze, to załóż te spodnie.
- Nie, NIE TEEEEEEE!

 Ja się tego spodziewałam. Serio.
 Ale gdzieś tak ok. 10 lat, a nie 3!!! Przecież to to jeszcze nawet się dobrze samo podetrzeć nie umie, a już stwierdza, że tej bluzki nie założy bo jej nie pasuje?!
 No i nie zapominajmy, że już trenuje zrzucanie zbędnych kilogramów uparcie odmawiając jedzenia. Bo ona nie chce kanapki z szynką. Ani z serkiem. Grzanki też nie chce. Zupka na mleku jest bee. Płatki też.
 Ona chce jabłko. Żeby je ugryźć dwa razy, rzucić w kąt i pójść oglądać Dorę.
 Zastrzelcie mnie...