wtorek, 27 września 2016

Inspiracja-wariacja!

Wiecie, o czym słyszałam najczęściej, jak zaszłam w ciążę i urodziłam?
  • Wyśpij się póki możesz, bo później to będzie bieda!
  • Nie jedz kapusty/czekolady/lodów/psów/baraniny/wołowiny/jedzenia, bo dziecko będzie bolał brzuch!
  • Pamiętaj, 2 pary rajstop, 3 warstwy spodni i gruba, puchowa kurtka, o czapce nie zapominaj, bo przecież to, że na dworze jest 20 stopni nie oznacza, że nie będzie wiało! A to oznacza PRZEZIĘBIENIE(teraz w głowie powinno Ci się pojawić takie dramatyczne, filmowe dam, dam, dam, DAM)!
  • Musisz mieć czysto, bez względu na wszystko! Nawet, jeśli jest czysto- nie jest, więc nie spoczywaj na laurach!
  • A jak zacznie gadać ooooo, jakie to będzie słodziutkie! Te pierwsze słowa, pierwsze „mama”, drugie „tata”(mama ZAWSZE jest pierwsze, nawet jak wcześniej coś mówi to na pewno bełkocze).
  • Seks? Hohoho, kochana....
  • Dziewczynki są takie urocze, te różowe sukieneczki, lalki, spódniczki...awww!

To wszystko brzmiało gorzko-słodko i w sumie nie najgorzej, przecież wszystkie matki jakoś sobie radzą, prawda?
Cóż.... no u mnie wyszło troszkę inaczej, niż mi wróżyli.

Ad.1: „Wyśpij się póki możesz, bo później to będzie bieda!”\
No, wyśpij się. Bo dziecko wstaje w nocy. I trzeba karmić, przebierać, lulać. To mówili wszyscy.
Ale nikt nie uprzedzał, że to będzie trwało kilka lat, a nie kilka miesięcy....
Dopóki Chochlik była niemowlakiem było względnie łatwo- bo potrzeby były proste do zaspokojenia. Ale co zrobić, jak 4 latka budzi się w nocy, przychodzi i oznajmia, że ona spać nie pójdzie bo musi narysować chomika? Albo zjeść płatki(o 3:24 w nocy?!?!?!?!?)? Albo idzie do babci?
I nie da się wcale tak łatwo położyć z powrotem spać.
Ponadto ma zadziwiająco perfekcyjne wczucie godzinowo-senne. Poszła spać o 20-tej? Jea, wstajemy o 6 rano! Poszła spać o 1 w nocy? Jea, wstajemy o 6 rano! Nie spała pół nocy? Jea, 6 rano to moja godzina!
I nie to, żeby to trwało jak była niemowlakiem czy coś. To trwa nieprzerwanie od 4 lat. W weekendy też.
Jak raz pospałam do 8-mej to odkryłam, że jednak normalni ludzie nie muszą pić 4 kaw dziennie na rozbudzenie.

Ad.2: „Nie jedz kapusty/czekolady/lodów/psów/baraniny/wołowiny/jedzenia, bo dziecko będzie bolał brzuch!”
Generalnie to nie powinno się jeść niczego. Bo wszystko zabija/powoduje bóle/daje raka/ucieka/ma duszę/zawiera sproszkowany róg jednorożca. I absolutnie wszystko szkodzi dziecku. Ale dawaj mu wszystko do jedzenia, bo przecież musi się przyzwyczajać, nie?
Wiecie, o co chodzi?
W sumie ja nie mam tego problemu, bo moje dziecko je ziemniaki i kluski. TYLKO.
Nie żebym chciała, żeby tylko to jadła, ale nie bardzo mam wybór...

Ad.3: „Pamiętaj, 2 pary rajstop, 3 warstwy spodni i gruba, puchowa kurtka, o czapce nie zapominaj, bo przecież to, że na dworze jest 20 stopni nie oznacza, że nie będzie wiało! A to oznacza PRZEZIĘBIENIE(teraz w głowie powinno Ci się pojawić takie dramatyczne, filmowe dam, dam, dam, DAM)!”
Dziecko to mały beton. Serio. I jeśli Ty w 28 stopniach zakładasz podkoszulkę, szorty i sandałki, to dlaczego Twoje dziecko na Boga ma założoną czapkę, kurtkę i zimowe buty...?!
Moje dziecię miało głęboko w swoich słodkich, pulchniutkich 4 literach to, co sugerowały mi inne mamy. Moje dziecię wykorzystywało absolutnie każdą chwilę, żeby pozbyć się ubrania/skarpetek/czapki/butów/wierzchniej warstwy skóry i latać jak je genetyka stworzyła.
Moje dziecię jest małym, cholernym ekshibicjonistą. I nie przejmuje się tym, że według reszty społeczeństwa już dawno powinna umrzeć na grypę, tyfus i przeciąg. Że powinno być opatulone od góry do dołu bo jest kretynem i nie wie, kiedy mu zimno.
Moje dziecię pomimo tego choruje raz na ruski rok, nawet jak- o zgrozo!- nie ma CZAPKI.
Moje dziecię nie pozwalało mi na bycie społecznie akceptowaną matką, bo ono wie lepiej co powinnam. Nawet jak nie wie.

Ad.4: „Musisz mieć czysto, bez względu na wszystko! Nawet, jeśli jest czysto- nie jest, więc nie spoczywaj na laurach!”
Próbowałam. Serio. Chciałam być Perfekcyjną Panią Domu.
Ale ciężko nią być, gdy dziecko bunkruje resztki jedzenia w koszu z zabawkami, jakbym go nie karmiła czy co(kluskami i ziemniakami, pozwolę sobie przypomnieć). Wiecie jakie to uczucie, gdy odkrywacie resztki kanapki z JAJKIEM w koszu z zabawkami?
Ja wiem. Nie polecam.
I dzieci serio liżą wszystko. Naprawdę WSZYSTKO.

Ad.5: „A jak zacznie gadać ooooo, jakie to będzie słodziutkie! Te pierwsze słowa, pierwsze „mama”, drugie „tata”(mama ZAWSZE jest pierwsze, nawet jak wcześniej coś mówi to na pewno bełkocze).”
To jest bardzo słodkie i urocze.
Przez pierwszy rok.
Później modlisz się, żeby choć przez chwilę nie słyszeć głosu swojego dziecka.
Podczas pisania tego posta gdzieś w tle można było usłyszeć:
- A co robisz? Dlaczego piszesz? A o czym piszesz? A mogę pisać z Tobą? A dlaczego nie? A kiedy skończysz? A co to? Mama, chcę pić! Nie, Ty mi podaj! Mama, a kiedy wraca tata? A dlaczego? A mogę do niego iść? A dlaczego? Tralalala, słonko, słonko, wstawaj z biedronkami... lubię kluski. Mama, mogę kluski? Mama, kocham Cię! Chcę się przytulić! Albo nie. Mama, co robisz? A mogę pisać z Tobą? A dlaczego? Mama, dostałam dziś naklejkę w przedszkolu! Ale wczoraj nie dostałam... a wiesz, że Dżesika ma taką samą bluzę jak ja???
To tylko jakieś 2 minuty tego, co wydostało się z mojego dziecka. Pisałam jakieś 20-30 minut.
Nie przytoczę swoich odpowiedzi, bo obowiązuje mnie cenzura społeczno-literacka.

Ad.6: „Seks? Hohoho, kochana....”
Spodziewałam się, że nie będzie łatwo, połóg i te sprawy. Spodziewałam się, że dziecko będzie jakąś przeszkodą. Spodziewałam się, że moje libido spadnie na jakiś czas.
Nie spodziewałam się, że we własnym domu będę próbowała zażyć chwili intymności modląc się, żeby dziecko nie zaczęło stukać w drzwi. Bo dziecko wie ZAWSZE.
A po całym dniu słuchania śpiewanej na całe gardło piosenki „AJ EM SPESIAL!!!!” nie jesteś w stanie jej wyrzucić z głowy. Nawet w takiej chwili. I wcale nie czujesz się „spesial”...

Ad.7: „Dziewczynki są takie urocze, te różowe sukieneczki, lalki, spódniczki...awww!”
Dopóki nie poznałam mojej córki nie sądziłam, że w ciągu 5 minut można 20 razy rozpłakać się z powodu kanapki z serem. Bo nie lubi się sera, ale dalej chce się zjeść kanapkę z serem. Ale w sumie i tak się cieszyć, że się dostało kanapkę z serem. Którego się nie lubi, więc trzeba zapłakać. No ale kanapka jest, więc radość. Ale z serem.... NIE CHCĘ INNEJ, JA CHCĘ Z SEREM!!!
Nikt też nie wspominał, że już w tak wczesnym wieku następuje rozdzielenie kolorystyczne. Bo to jest ZŁY RÓŻOWY I ONA NIE BĘDZIE NOSIĆ TEJ SUKIENKI!!!
Ale spodnie w takim samym kolorze już założy. Oczywiście jutro to też będzie ZŁY RÓŻ i wtedy założy sukienkę.
I nie założy nic, co nie jest różowe. Chyba, że jest niebieskie i z Frozen.
Bo wiadomo, że najlepiej bawi się w wyścigi samochodowe w koronkach i z tiarą na czole.
I niestety jest jeszcze za młoda, żeby jej wyjaśnić, że niestabilność emocjonalna nie jest seksi.

Tak optymistycznie, a co! :D

 Zawsze mi się wydawało, że łazienka to taki azyl każdego człowieka. Wiecie, takie miejsce, gdzie możesz się zamknąć, posiedzieć w spokoju, pomedytować, znaleźć rozwiązanie ważnego problemu czy wynaleźć lek na raka.
 Otóż nie.
 Chochlik ma taki radar, który perfekcyjnie wyczuwa, kiedy nadchodzi moment mojego wyciszenia. A ja za wszelką cenę staram się uśpić jego czujność i wyjść do toalety tak, żeby radar tego nie wyczuł. I poranek zazwyczaj schodzi mi na subtelnym łypaniu(musi być subtelnie, bo nawiązanie kontaktu wzrokowego to koniec!) w stronę Chochlika i badaniu sytuacji. Jeśli jakimś cudem uda mi się wyczaić, że aktualnie uskutecznia egzekucję pieska(nie wiem i nie chcę wiedzieć) czy odlatuje z Barbie w kosmos i jest BARDZO ZAJĘTA, to nie ma tragedii i jakimś cudem udaje mi się czmychnąć względnie niezauważalnie. Ale jeśli nie...
- Mama, mogę iść z Tobą?!?!?!?!?
- Nie.
- Ale idę. Gdzie idziesz?
- Do... do pokoju.
- To idę z Tobą!
- Nie!
- Ale dlaczego?
- Bo chcę być sama!
- Ale dlaczego?
- Bo lubię być sama.
- Ale dlaczego?
- BO LUZIE MAJĄ PRZESTRZEŃ OSOBISTĄ!!!
- Hihihi, nieprawda. Gdzie idziesz?
- Zapłakać.
- Nieprawda. Gdzie idziesz?
- Do łazienki.
- A po co?
- Po... bo idę.
- To idę z Tobą.
- Nie!
- Ale idę.
- Nie!
- Idę!
- Zostań!
- Idę.
- Proszę.........
- No dobra.
 (Pauza na efekt, zazwyczaj udaje mi się zdążyć zamknąć drzwi zanim zmieni zdanie i się przy nich pojawi). Pukanie w drzwi.
- Mama!
- ...
- Mama!
- ...
- Mama!
-...
- Maaaaamaaaaaa!
- CO?!?!?!?!?!?!?
- Hihihi, nic!

 Rozpoczynam dzień z piosenką Christiny Perri "I believe".
 Bo wiara w to, że do jutra nie uduszę swojej kochanej latorośli to chyba jedyne, co mi pozostało.
 Jeśli ktoś Wam kiedyś będzie próbował wmawiać, że w dzieciach najgorsze są kupki, obślinione buzie czy wstawanie w nocy- kłamał.

 Ale w sumie Chochlik robi chociaż postępy manualno-rysunkowe. Jak mi mówi, że na obrazku jest pingwin to jestem w stanie po wnikliwej psychoanalizie nawet znaleźć oczy! :D

piątek, 23 września 2016

Prawie wielki mały powrót, ale czy się uda to nie wiem...

 Matka Roku nie pisała, bo Matka Roku walczy z galopującą depresją, załamaniem i chęcią zakopania się w szafie z chipsami i przetrwania okresu "mam dziecko" bez tików nerwowych.

 Chochlik ewoluował, można by rzec że z poczwarki w motyla, ale bardziej przypomina to przemianę larwy w komara, bo wtedy poziom upierdliwości by się zgadzał. Jest śliczna, rozkoszna, wesoła, rozchwiana emocjonalnie i depresyjnie nastawiona do swoich niepowodzeń(jak np. brak żelków gdy ona chce żelki). Prawie jak mama- tylko mama dawno temu pozbyła się złudzeń, że jest śliczna, rozkoszna i wesoła. Mama się już nie oszukuje :D
 Chochlik rozpoczęła również edukację przedszkolną, więc mamy "dni radosne" i "dni rozpaczy". "Dni radosne" są wtedy, kiedy dostała naklejkę. "Dni rozpaczy" następują, kiedy w sumie było fajnie i jej się podobało, ale nie dostała naklejki. I nie ważne, że nikt nie dostał- ONA nie dostała. Hańba.
 Do przedszkola idziemy szalone 3 minuty. W życiu nie sądziłam, że wciągu 3 minut można 15 razy wybuchnąć płaczem z powodu naklejki, na przemian łącząc to z szaloną radością bo Jennifer wsadziła sobie klocka do nosa a Piotruś pomógł jej zbudować wieżę.

 Dodatkowo ma fantastyczne zadatki na początkującą anorektyczkę- bo generalnie jedzenie jest ZUE- nie licząc ziemniaków z jogurtem i klusków.
- Chochlik, chcesz na śniadanie kanapkę czy płatki?
- Hm... kluski!
- Nie ma klusków, chcesz kanapkę czy płatki?
- Kluski!
- Nie możesz zjeść samych klusków. Masz wybór tylko pomiędzy kanapką a płatkami.
- To chcę kanapkę. Ale z samym masłem!
- NIE MOŻESZ ZJEŚĆ KANAPKI Z SAMYM MASŁEM.
- To chcę kanapkę z kluskami!

 Także no, tego, generalnie to nigdy nie byłam tak bliska marzeniom o domku w górach.
 Samotnym.
 W głuszy.
 Bez dziecka.
 I ludzi.
 Gdzie coś mnie może zjeść...