środa, 11 stycznia 2017

Sprawozdanie ;)

 Żyjemy!
 To tak jakby ktoś się zastanawiał :D
 Generalnie jako przykładna matka roku rozwijam swoje pasje i mam w nosie "pasje" dziecka(no umówmy się- rysowanie kresek i zachwyt nad samą sobą ciężko nazwać pasją), a co za tym idzie nie bardzo mam czas na pisanie między rysowaniem, dzierganiem, piciem wina, zrzucaniem kilogramów i jazdą konną. Bo byłoby za prosto wziąć się za jedną rzecz porządnie :D

 Chochlik za to rozwija się wprost perfekcyjnie. Zrobiła bardzo duże postępy w histeryzowaniu! Już nie buczy i nie jęczy a od razu wybucha rozpaczliwym płaczem rzewnymi łzami(komendą wyłączającą płacz w jednej sekundzie jest "masz jajko" lub "zapomnij o bajce"). Dodatkowo jej poziom angielskiego polepszył się do tego stopnia, że znam już na pamięć "Rudolf the red nose reindeer" i będzie mi się to śnić po nocach. Jestem również regularnie poprawiana, bo jej przyjaciółka to nie jest "Kimberli(wypowiedziane protekcjonalnym tonem połączonym z przewracaniem oczami), mamo, tylko KEMBERLY!"
 Można też zaliczyć lekki opad szczęki jak czterolatka na pytanie "co ty, ciastolinę jesz?! Mała dzidzia jesteś?!" zakłada ręce na boki, przechyla głowę i mówi tonem zblazowanej nastolatki "heloł, no chyba nie?"
 Wiecie kiedy przychodzi pewność, że to dziecko swojego ojca?
 Kiedy tak samo jak tatuś nigdy nie ma zielonego pojęcia, gdzie walnęło swoje rzeczy.
 Tata:
- Kooochaaaaanieeee! Buuu, nie wiem gdzie są moje rzeczy które pierdzielnąłem byle gdzie po przyjściu bo mam w nosie to, że prosisz mnie setki razy abym odkładał je na miejsce, buuu.... nie mogę ich zaleźć bo nie chce mi się podnieść z fotela, buu.... szukałem cały dzień czyli jakieś 15 sekund, buu.... znajdź, buuu....
 Córka:
- Maaaaaamaaaaa! Buuu, nie mogę znaleźć zabawki, którą rzuciłam byle gdzie w zeszły czwartek, buuu.... szukałam wszędzie w obrębie 10 centymetrów i jej nie ma, buu... szukałam cały dzień, całe 2 sekundy, buu... znajdź, buu....
 A ty chodzisz jak ten świr całymi dniami po domu i szukasz. Bo nikt oprócz Ciebie nie ma w magicznych umiejętnościach "znajdowania przedmiotów". Gdybyś była postacią w Heroes miałabyś za to złoty znaczek i każdy surowiec byłby Twój.


 Ostatnio odwiedziła nas ciocia. Chochlik jak to chochlik przylazła, przykleiła się i pyta:
- Ciooociuuu! Co u Ciebie słychać?
- U mnie? A nic, wiesz, stara bida, problemów trochę mam ale to nic.
 Chochlikowi oczy się zaświeciły. Stanęła, ręce złożyła za sobą, patrzy na ciocię krągłymi oczętami i pyta bardzo poważnym tonem:
- Chcesz o tym porozmawiać?
 Ciocia spadła z krzesła.


 Dzisiejszy dzień również zaliczamy do udanych.
 Chochlik łazi dziś z multimetrem po domu, dotyka wszystkiego i sprawdza, co prąd przewodzi a co nie. Podchodzi do mnie, staje i rzecze:
- Zobaczymy, czy przewodzisz prąd!
 Wzięła te dziwne cosie, dotknęła, patrzy, marszczy brwi.
- Hm... nie przewodzisz prądu. Mamo, jesteś plastikiem!
Córka prawdę ci powie!

wtorek, 27 września 2016

Inspiracja-wariacja!

Wiecie, o czym słyszałam najczęściej, jak zaszłam w ciążę i urodziłam?
  • Wyśpij się póki możesz, bo później to będzie bieda!
  • Nie jedz kapusty/czekolady/lodów/psów/baraniny/wołowiny/jedzenia, bo dziecko będzie bolał brzuch!
  • Pamiętaj, 2 pary rajstop, 3 warstwy spodni i gruba, puchowa kurtka, o czapce nie zapominaj, bo przecież to, że na dworze jest 20 stopni nie oznacza, że nie będzie wiało! A to oznacza PRZEZIĘBIENIE(teraz w głowie powinno Ci się pojawić takie dramatyczne, filmowe dam, dam, dam, DAM)!
  • Musisz mieć czysto, bez względu na wszystko! Nawet, jeśli jest czysto- nie jest, więc nie spoczywaj na laurach!
  • A jak zacznie gadać ooooo, jakie to będzie słodziutkie! Te pierwsze słowa, pierwsze „mama”, drugie „tata”(mama ZAWSZE jest pierwsze, nawet jak wcześniej coś mówi to na pewno bełkocze).
  • Seks? Hohoho, kochana....
  • Dziewczynki są takie urocze, te różowe sukieneczki, lalki, spódniczki...awww!

To wszystko brzmiało gorzko-słodko i w sumie nie najgorzej, przecież wszystkie matki jakoś sobie radzą, prawda?
Cóż.... no u mnie wyszło troszkę inaczej, niż mi wróżyli.

Ad.1: „Wyśpij się póki możesz, bo później to będzie bieda!”\
No, wyśpij się. Bo dziecko wstaje w nocy. I trzeba karmić, przebierać, lulać. To mówili wszyscy.
Ale nikt nie uprzedzał, że to będzie trwało kilka lat, a nie kilka miesięcy....
Dopóki Chochlik była niemowlakiem było względnie łatwo- bo potrzeby były proste do zaspokojenia. Ale co zrobić, jak 4 latka budzi się w nocy, przychodzi i oznajmia, że ona spać nie pójdzie bo musi narysować chomika? Albo zjeść płatki(o 3:24 w nocy?!?!?!?!?)? Albo idzie do babci?
I nie da się wcale tak łatwo położyć z powrotem spać.
Ponadto ma zadziwiająco perfekcyjne wczucie godzinowo-senne. Poszła spać o 20-tej? Jea, wstajemy o 6 rano! Poszła spać o 1 w nocy? Jea, wstajemy o 6 rano! Nie spała pół nocy? Jea, 6 rano to moja godzina!
I nie to, żeby to trwało jak była niemowlakiem czy coś. To trwa nieprzerwanie od 4 lat. W weekendy też.
Jak raz pospałam do 8-mej to odkryłam, że jednak normalni ludzie nie muszą pić 4 kaw dziennie na rozbudzenie.

Ad.2: „Nie jedz kapusty/czekolady/lodów/psów/baraniny/wołowiny/jedzenia, bo dziecko będzie bolał brzuch!”
Generalnie to nie powinno się jeść niczego. Bo wszystko zabija/powoduje bóle/daje raka/ucieka/ma duszę/zawiera sproszkowany róg jednorożca. I absolutnie wszystko szkodzi dziecku. Ale dawaj mu wszystko do jedzenia, bo przecież musi się przyzwyczajać, nie?
Wiecie, o co chodzi?
W sumie ja nie mam tego problemu, bo moje dziecko je ziemniaki i kluski. TYLKO.
Nie żebym chciała, żeby tylko to jadła, ale nie bardzo mam wybór...

Ad.3: „Pamiętaj, 2 pary rajstop, 3 warstwy spodni i gruba, puchowa kurtka, o czapce nie zapominaj, bo przecież to, że na dworze jest 20 stopni nie oznacza, że nie będzie wiało! A to oznacza PRZEZIĘBIENIE(teraz w głowie powinno Ci się pojawić takie dramatyczne, filmowe dam, dam, dam, DAM)!”
Dziecko to mały beton. Serio. I jeśli Ty w 28 stopniach zakładasz podkoszulkę, szorty i sandałki, to dlaczego Twoje dziecko na Boga ma założoną czapkę, kurtkę i zimowe buty...?!
Moje dziecię miało głęboko w swoich słodkich, pulchniutkich 4 literach to, co sugerowały mi inne mamy. Moje dziecię wykorzystywało absolutnie każdą chwilę, żeby pozbyć się ubrania/skarpetek/czapki/butów/wierzchniej warstwy skóry i latać jak je genetyka stworzyła.
Moje dziecię jest małym, cholernym ekshibicjonistą. I nie przejmuje się tym, że według reszty społeczeństwa już dawno powinna umrzeć na grypę, tyfus i przeciąg. Że powinno być opatulone od góry do dołu bo jest kretynem i nie wie, kiedy mu zimno.
Moje dziecię pomimo tego choruje raz na ruski rok, nawet jak- o zgrozo!- nie ma CZAPKI.
Moje dziecię nie pozwalało mi na bycie społecznie akceptowaną matką, bo ono wie lepiej co powinnam. Nawet jak nie wie.

Ad.4: „Musisz mieć czysto, bez względu na wszystko! Nawet, jeśli jest czysto- nie jest, więc nie spoczywaj na laurach!”
Próbowałam. Serio. Chciałam być Perfekcyjną Panią Domu.
Ale ciężko nią być, gdy dziecko bunkruje resztki jedzenia w koszu z zabawkami, jakbym go nie karmiła czy co(kluskami i ziemniakami, pozwolę sobie przypomnieć). Wiecie jakie to uczucie, gdy odkrywacie resztki kanapki z JAJKIEM w koszu z zabawkami?
Ja wiem. Nie polecam.
I dzieci serio liżą wszystko. Naprawdę WSZYSTKO.

Ad.5: „A jak zacznie gadać ooooo, jakie to będzie słodziutkie! Te pierwsze słowa, pierwsze „mama”, drugie „tata”(mama ZAWSZE jest pierwsze, nawet jak wcześniej coś mówi to na pewno bełkocze).”
To jest bardzo słodkie i urocze.
Przez pierwszy rok.
Później modlisz się, żeby choć przez chwilę nie słyszeć głosu swojego dziecka.
Podczas pisania tego posta gdzieś w tle można było usłyszeć:
- A co robisz? Dlaczego piszesz? A o czym piszesz? A mogę pisać z Tobą? A dlaczego nie? A kiedy skończysz? A co to? Mama, chcę pić! Nie, Ty mi podaj! Mama, a kiedy wraca tata? A dlaczego? A mogę do niego iść? A dlaczego? Tralalala, słonko, słonko, wstawaj z biedronkami... lubię kluski. Mama, mogę kluski? Mama, kocham Cię! Chcę się przytulić! Albo nie. Mama, co robisz? A mogę pisać z Tobą? A dlaczego? Mama, dostałam dziś naklejkę w przedszkolu! Ale wczoraj nie dostałam... a wiesz, że Dżesika ma taką samą bluzę jak ja???
To tylko jakieś 2 minuty tego, co wydostało się z mojego dziecka. Pisałam jakieś 20-30 minut.
Nie przytoczę swoich odpowiedzi, bo obowiązuje mnie cenzura społeczno-literacka.

Ad.6: „Seks? Hohoho, kochana....”
Spodziewałam się, że nie będzie łatwo, połóg i te sprawy. Spodziewałam się, że dziecko będzie jakąś przeszkodą. Spodziewałam się, że moje libido spadnie na jakiś czas.
Nie spodziewałam się, że we własnym domu będę próbowała zażyć chwili intymności modląc się, żeby dziecko nie zaczęło stukać w drzwi. Bo dziecko wie ZAWSZE.
A po całym dniu słuchania śpiewanej na całe gardło piosenki „AJ EM SPESIAL!!!!” nie jesteś w stanie jej wyrzucić z głowy. Nawet w takiej chwili. I wcale nie czujesz się „spesial”...

Ad.7: „Dziewczynki są takie urocze, te różowe sukieneczki, lalki, spódniczki...awww!”
Dopóki nie poznałam mojej córki nie sądziłam, że w ciągu 5 minut można 20 razy rozpłakać się z powodu kanapki z serem. Bo nie lubi się sera, ale dalej chce się zjeść kanapkę z serem. Ale w sumie i tak się cieszyć, że się dostało kanapkę z serem. Którego się nie lubi, więc trzeba zapłakać. No ale kanapka jest, więc radość. Ale z serem.... NIE CHCĘ INNEJ, JA CHCĘ Z SEREM!!!
Nikt też nie wspominał, że już w tak wczesnym wieku następuje rozdzielenie kolorystyczne. Bo to jest ZŁY RÓŻOWY I ONA NIE BĘDZIE NOSIĆ TEJ SUKIENKI!!!
Ale spodnie w takim samym kolorze już założy. Oczywiście jutro to też będzie ZŁY RÓŻ i wtedy założy sukienkę.
I nie założy nic, co nie jest różowe. Chyba, że jest niebieskie i z Frozen.
Bo wiadomo, że najlepiej bawi się w wyścigi samochodowe w koronkach i z tiarą na czole.
I niestety jest jeszcze za młoda, żeby jej wyjaśnić, że niestabilność emocjonalna nie jest seksi.

Tak optymistycznie, a co! :D

 Zawsze mi się wydawało, że łazienka to taki azyl każdego człowieka. Wiecie, takie miejsce, gdzie możesz się zamknąć, posiedzieć w spokoju, pomedytować, znaleźć rozwiązanie ważnego problemu czy wynaleźć lek na raka.
 Otóż nie.
 Chochlik ma taki radar, który perfekcyjnie wyczuwa, kiedy nadchodzi moment mojego wyciszenia. A ja za wszelką cenę staram się uśpić jego czujność i wyjść do toalety tak, żeby radar tego nie wyczuł. I poranek zazwyczaj schodzi mi na subtelnym łypaniu(musi być subtelnie, bo nawiązanie kontaktu wzrokowego to koniec!) w stronę Chochlika i badaniu sytuacji. Jeśli jakimś cudem uda mi się wyczaić, że aktualnie uskutecznia egzekucję pieska(nie wiem i nie chcę wiedzieć) czy odlatuje z Barbie w kosmos i jest BARDZO ZAJĘTA, to nie ma tragedii i jakimś cudem udaje mi się czmychnąć względnie niezauważalnie. Ale jeśli nie...
- Mama, mogę iść z Tobą?!?!?!?!?
- Nie.
- Ale idę. Gdzie idziesz?
- Do... do pokoju.
- To idę z Tobą!
- Nie!
- Ale dlaczego?
- Bo chcę być sama!
- Ale dlaczego?
- Bo lubię być sama.
- Ale dlaczego?
- BO LUZIE MAJĄ PRZESTRZEŃ OSOBISTĄ!!!
- Hihihi, nieprawda. Gdzie idziesz?
- Zapłakać.
- Nieprawda. Gdzie idziesz?
- Do łazienki.
- A po co?
- Po... bo idę.
- To idę z Tobą.
- Nie!
- Ale idę.
- Nie!
- Idę!
- Zostań!
- Idę.
- Proszę.........
- No dobra.
 (Pauza na efekt, zazwyczaj udaje mi się zdążyć zamknąć drzwi zanim zmieni zdanie i się przy nich pojawi). Pukanie w drzwi.
- Mama!
- ...
- Mama!
- ...
- Mama!
-...
- Maaaaamaaaaaa!
- CO?!?!?!?!?!?!?
- Hihihi, nic!

 Rozpoczynam dzień z piosenką Christiny Perri "I believe".
 Bo wiara w to, że do jutra nie uduszę swojej kochanej latorośli to chyba jedyne, co mi pozostało.
 Jeśli ktoś Wam kiedyś będzie próbował wmawiać, że w dzieciach najgorsze są kupki, obślinione buzie czy wstawanie w nocy- kłamał.

 Ale w sumie Chochlik robi chociaż postępy manualno-rysunkowe. Jak mi mówi, że na obrazku jest pingwin to jestem w stanie po wnikliwej psychoanalizie nawet znaleźć oczy! :D

piątek, 23 września 2016

Prawie wielki mały powrót, ale czy się uda to nie wiem...

 Matka Roku nie pisała, bo Matka Roku walczy z galopującą depresją, załamaniem i chęcią zakopania się w szafie z chipsami i przetrwania okresu "mam dziecko" bez tików nerwowych.

 Chochlik ewoluował, można by rzec że z poczwarki w motyla, ale bardziej przypomina to przemianę larwy w komara, bo wtedy poziom upierdliwości by się zgadzał. Jest śliczna, rozkoszna, wesoła, rozchwiana emocjonalnie i depresyjnie nastawiona do swoich niepowodzeń(jak np. brak żelków gdy ona chce żelki). Prawie jak mama- tylko mama dawno temu pozbyła się złudzeń, że jest śliczna, rozkoszna i wesoła. Mama się już nie oszukuje :D
 Chochlik rozpoczęła również edukację przedszkolną, więc mamy "dni radosne" i "dni rozpaczy". "Dni radosne" są wtedy, kiedy dostała naklejkę. "Dni rozpaczy" następują, kiedy w sumie było fajnie i jej się podobało, ale nie dostała naklejki. I nie ważne, że nikt nie dostał- ONA nie dostała. Hańba.
 Do przedszkola idziemy szalone 3 minuty. W życiu nie sądziłam, że wciągu 3 minut można 15 razy wybuchnąć płaczem z powodu naklejki, na przemian łącząc to z szaloną radością bo Jennifer wsadziła sobie klocka do nosa a Piotruś pomógł jej zbudować wieżę.

 Dodatkowo ma fantastyczne zadatki na początkującą anorektyczkę- bo generalnie jedzenie jest ZUE- nie licząc ziemniaków z jogurtem i klusków.
- Chochlik, chcesz na śniadanie kanapkę czy płatki?
- Hm... kluski!
- Nie ma klusków, chcesz kanapkę czy płatki?
- Kluski!
- Nie możesz zjeść samych klusków. Masz wybór tylko pomiędzy kanapką a płatkami.
- To chcę kanapkę. Ale z samym masłem!
- NIE MOŻESZ ZJEŚĆ KANAPKI Z SAMYM MASŁEM.
- To chcę kanapkę z kluskami!

 Także no, tego, generalnie to nigdy nie byłam tak bliska marzeniom o domku w górach.
 Samotnym.
 W głuszy.
 Bez dziecka.
 I ludzi.
 Gdzie coś mnie może zjeść...

środa, 10 lutego 2016

Koteł czy dziecko? W sumie jeden pies...

 Jak pozbyć się dziecka na 3 dni?
1. Planujesz przeprowadzkę.
2. Kradniesz(w sumie można też poprosić) kartony ze sklepu.
3. Przeprowadzasz się do innego kraju, wysyłając paczki żywnościowo(Gnom uparł się, żeby wsadzić do nich ryż, makaron, kostki rosołowe, Plussza i czosnek- mąż przyjaciółki przepakowując je popłakał się ze śmiechu)-ekonomiczne.
4. Paczki w ciągu tygodnia przechodzą teleportację- jedna idzie normalnie, druga leży 5 dni w Warszawie czekając na wysłanie, żeby 6 dnia teleportować się magicznie do urzędu w innym kraju i osiągnąć status "22:22- Nieudane Doręczenie".
5. Gdy paczki przyjdą wyciągasz pożądaną włóczkę i zaczynasz robótkę, resztę zostawiasz na podłodze.
6. Pojawia się ONO. ONO bebeszy paczkę, kradnie karton, wynosi go do pokoju, wraca po poduszkę, kocyk, książkę oraz "moje dziecko" i znika z życia. Pojawia się sporadycznie, przemykając przez kuchnię w poszukiwaniu jedzenia i picia.

 W ten sposób pozbywasz się dziecka. Na 3 dni.
 Tak, Chochlik od 3 dni żyje w kartonie.
 Naprawdę żyje.
 Je tam, śpi, bawi się.
 W sumie po co mi zwierzaki, jak mam dziecko?

 Chochlik również przechodzi załamanie tożsamościowe. Chodzi po domu na czworaka, aportuje zabawki, pije mleko, miauczy, łazi po meblach, biega po domu wymachując rękami, warczy na samochody i mówi o sobie "Ćwirek".
 To takie pozytywne, kiedy wchodzisz rano do kuchni i słyszysz "Mama, Ćwirek chce jeść. Ćwirek głodny."
 Ćwirek zarąbał mi jaskrawozieloną włóczkę i żąda, żeby zrobić jej kucyka. Ech.

 Dyskusje z moim dzieckiem nabrał też zupełnie nowego wymiaru.
- Mama, co będziesz robić?
- Będę grać w grę.
- Ale jaką grę?
- Swoją grę.
- Ale jaką swoją?
- No w "Takągrę".
- Ale jaką "Takągrę"?
- No... no w taką i taką!
- Ale jaką?
- Taką i taką.
- Ale JAKĄ???
- No taką!
- ALE JAKĄ?!?!?!?!?
- TAKĄ!!!!!!!
 Będę bardzo wdzięczna, jeśli ktoś wyjaśni mi, jak odpowiadać na ciągłe pytanie "ALE JAKĄ?!?!?!?!?".
 Bo mój mały rozumek nie ogarnia, jaka powinna być odpowiedź.

czwartek, 14 stycznia 2016

Stalkera mam. Mówilam Wam?

 Stalker nie odpuszcza. Wkracza codziennie rano do kuchni z donośnym "YYYYYYHHHH(zamaszyście drzwi otworzyć nie może, bo za ciężkie, więc stęka) mama, wstałam!!!"
 No nie da się ukryć...
 Potem stalker siada obok mnie, kradnie koc, wpycha się pod cycka, wbija łokieć w żebra i zaczyna monolog:
- Mama, a co robisz? Mama, a dlaczego grasz? Mama, a w co grasz? Mama, a wiesz, że wstałam? Mama, dlaczego grasz w to? Mama, co to za gra? Mama, dlaczego zabijasz tego potworka? Mama, dlaczego ten potworek to dziewczynka? Mama, zobacz, tu są owoce i kolory! Mama, lubisz owoce? Mama, idziemy dziś do parku? Mama, gdzie jest tata? Mama, kiedy przyjdzie tata? Mama...
 Wstaję, udaję się do łazienki. Stalker nie odpuszcza.
- MAMAAA! IDĘ Z TOBĄ!!!
 Przyspieszam, żeby zdążyć zamknąć drzwi.
 Tup, tup, tup, JEBUDUŁUBUDUBU.
- MAMAAAA!!! Dlaczego zamknęłaś drzwi? Mama, co robisz? Mama, wpuścisz mnie? Mama, kiedy wyjdziesz? Mama, długo jeszcze? Mama, dlaczego nie wchodzisz? Mama, zrobisz mi kanapkę? Mama, wyjdź i zrób mi kanapkę!
 Patrzę z utęsknieniem na wannę. A gdyby tak się utopić? Eee, to boli.
 Wchodzę. Moja noga robi się cięższa o 13kg. Szuram do kuchni jak Quasimodo.
- Mama, kocham Cię! Mama, wiesz że Cię kocham? Mama, dlaczego byłaś w łazience? Mama, kąpiemy się?
 Nie przypuszczałam, że słowo "mama" będzie kiedyś wywoływać u mnie napady histerii. Tak samo jak stwierdzenie "no czym Ty jesteś zmęczona, przecież TYLKO siedzisz z dzieckiem!"

 Chochlik ma pierwszego wymyślonego przyjaciela. Mówi, że to jej dziecko. Biorąc lody Wingołgoł(pojęcia nie mam skąd wzięła tę nazwę. Ale każde lody to lody Wingołgoł) bierze dwa, dla siebie i swojego dziecka.
 Dziecko ma nawet imię, ale nie jestem w stanie go napisać, a co dopiero wymówić.
 I nauczyła się wykorzystywać szantaż emocjonalny. Kiedy przy czynieniu czynów niepożądanych pada komenda "Chochlik!!!!! Do jasnej ch.... cholewki! PRZESTAŃ!!!" rzeczony Chochlik podbiega, rzuca się na moją nogę i krzyczy w rozpaczy "MAMA!!! KOCHAM CIĘ!!!! Mogę loda...?"

wtorek, 22 grudnia 2015

Kucyki, wszędzie kucyki!

 Poniedziałek. Za oknem piękna, irlandzka pogoda(czyli pada. Tu zawsze pada. Jak nie pada to znaczy, że za chwilę zacznie. Albo jest wiatr i nie czujesz, że pada, bo wszystko wywiewa. Ogólnie pada.), w zlewie piętrzy się góra naczyń(błogosławię fakt, iż mam szaloną ilość talerzy w liczbie 3 oraz całe 3 miseczki. No i niezliczoną ilość kubków, ale tu akurat też korzystamy tylko z 3), pranie zerka na mnie złośliwie z koszyka, czyste ciuchy machają zachęcająco z fotela. dzieć wyjątkowo postanowił zrobić sobie dłuższą drzemkę i śpi jak nigdy, więc co robi prawdziwa, odpowiedzialna i zaradna pani domu?
 Ściąga kucyki. I czyta MLP wikię, żeby wiedzieć wszystko czego nie zauważyła w serialu.
 Wszak wszystkie sezony się same nie obejrzą, nie?
(w ogóle widzieliście kucykową wersję Lady Gagi? Ja się nią jaram jak córka Stannisa :D :D :D )

 U wszystkich na tapecie rysowanie/pisanie listów do Mikołaja, więc matka zachęcona pozytywnymi wibracjami zasugerowała Chochlikowi, żeby też takowy narysowała.
 Dziecko ochoczo dorwało kartkę, markery i działało.
 Działało przez 30 sekund.
 Przyszło, zaprezentowało.
- Chochlik, ale co to jest?
- Lalki. Dużo lalek.
- Ale Chochlik, to są kreski. Skąd mikołaj ma wiedzieć, że to lalki?
 Zostałam obrzucona pełnym pogardy spojrzeniem.
- Mama, to jest mikołaj. Będzie wiedział.
 I poszła.
 Jak tu dyskutować? Mikołaj będzie wiedział.

 Irlandia jest ogólnie fajnym krajem- wiedzieliście, że jest pierdyliard firm produkujących cheddar? Idąc do sklepu z zamiarem kupienia sera masz do wyboru- cheddar, mild cheddar, medium cheddar, hard cheddar, cheddar w plasterkach, cheddar w kostce, cheddar w formie frytki, cheddar w paseczkach, okrąglutki cheddar, okrąglutki i malutki cheddar, wnosiemam cheddar i cheddar z cheddarem. No i cheddar!

 Matka roku myślała, że będzie fajna i da radę. Przecież ogląda filmy po angielsku, coś tam rozumie, czyta książki, wydukać też coś potrafi, to jakoś da radę, nie? Będzie gadać z tubylcami i ogarnie.
 Pierwsze zderzenie z rzeczywistością nastąpiło przy próbie kupienia mięsa na zupę.
 Weszłam ochoczo do sklepu, stanęłam w ogonku.
- Hi, I need something for soup.
- Byllsiueukdhusukam! Byolleklaje? Byeosykehs?
 Gały to mi prawie z orbit wyskoczyły, szczęka kłapnęła o podłogę.
- Yyyyyyyyy.... something.... small....?
 Pan Rzeźnik popatrzył się na mnie z lekkim zdziwieniem. I zaczął mówić wolniej i wyraźniej :D
 Ogólnie Irlandczycy to zajefajni ludzie, jak zorientują się że jesteś nietutejszy to się "reflektują" i zaczynają mówić do Ciebie jak do dziecka. Wtedy jest nadzieja, że Twój piękny, szkolny angielski da radę :D
 Ale matka nigdy lingwistką specjalną nie była. 9 lat nauki rosyjskiego zaowocowało tym, że potrafi wydukać do połowy alfabet, zaśpiewać "Pust swiegda budziet słońce" i wie, że mają tam Putina i matrioszki.
 Cóż... nie tracę nadziei, że ciężką pracą i nauką jakoś podołam :D