niedziela, 28 grudnia 2014

I po świętach. Zostały tylko kilogramy...

 "Ale my się tym nie przejmujemy", że tak zacytuję hity internetów :D
 Chochlik względnie szczęśliwy. Dostała od Mikołaja(biednego Mikołaja...):
1. Konika na patyku(żeby robić jeszcze więcej hałasu).
2. Szczeniaka Uczniaka(z którego ja mam więcej frajdy niż ona... nie ma to jak chować się po kontach i słuchać melodyjek z pluszowego psa).
3. Wózek dla lalek "Walić Gender".
4. Bańki mydlane.
5. Żelki.

 Oczywiście największy szał był z podpunktów 4 i 5. Całę szczęście reszta dorwana w Funciaku, więc i tak skromny budżet Matki dużo nie ucierpiał.

 Chochlik uskutecznia słowotok. Ostatnio prawie każdy poranek wygląda tak:
- Maaaaaaaaaaaaaaama! Mama, mogę chipsy? Lubię chipsy! Mama, mogę cukierka? Ooo, butla! Mogę soczek? Lubię soczek. Mama, włącz Maszę! O, dzieci! Dzieci są na dole. Mama, idziemy do dzieci? Dzieci zjedzą śniadanie. Chochlik zje śniadanie! Mama, mogę jajko na miękko? Lubię jajko na miękko! La, la la, siabusia... Taaaaata! Tata, wstawaj, już dziesiąta! Idziemy zjeść śniadanie! Mama, mogę płatki na mleku? Lubię płatki! Dzieci zjedzą płatki. Idziemy na dół? Dzieci idą na dół. La, la, la, tu, tu tu, siabusia... butla! Mama, idziesz na dół? Mogę niam niam jedno? Lubię niam niam. Dzieci lubią niam niam. Mama, zjesz niam niam? La, la, la, kotki dwa... kapcie! Mama, gdzie kapcie? Lubię ciasteczko.

 A ja tylko siedzę, próbuję znaleźć resztki zagubionej wczoraj przytomności, ubrać tego małego gnoma i zejść na dół. Na jajko na miękko, płatki na mleku lub "niam niam", cokolwiek to jest.
 Oczywiście pomimo tego całego gadania o śniadaniu Chochlik już po paru kęsach stwierdza, że normalne żywienie jest dla frajerów i ona będzie buddyjskim mnichem żywiącym się kosmicznym soczkiem.
 Amen. Przynajmniej oszczędzę na jedzeniu.

 Teraz chodzi i śpiewa "Majtki, majtki!".
 Święci Pańscy.
 Jak ja to zrobiłam?! 

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Króciutko i świątecznie ;)

 Święta, święta- ciotka gotuje, matka tworzy dziwny prezent dla forumowiczów, Gnom ma wszystko w czterech niechybnie niemoralnych literach więc siedzi całymi dniami i gra, a Chochlik jak na prawidłowy przykład niereformowalnej istoty stoi i liże lodówkę. Na pytanie czemu to robi paczy tylko i nie odpowiada.
 Chyba nie chcę wiedzieć...

 Szanowna Chochlikoprababcia wpadła w coroczny szał gotowania, żadne z pacholąt(a jest ich cała piątka) wstępu do kuchni pod groźbą przyłożenia ścierą nie ma.
 Pacholęta oczywiście mają to gdzieś- lawirują tylko pomiędzy Ścierką Śmierci a Babcią Zagładą i podwędzają co smakowitsze kąski.

  Więc tak... cóż. Idę dalej popijać cichaczem Magnersa i udawać, że pomagam w gotowaniu :D

środa, 10 grudnia 2014

Czego matce NIE WOLNO!

 Było? Bo nie pamiętam?
 E, jak były to trudno ;) Będzie jeszcze raz, bo to ważny temat.

 Co chwila spotykam się z tym, czego prawdziwej matce nie wolno robić/mówić/pokazywać.

1. Matce nie wolno być zmęczoną.
 Tak, dokładnie. Z jednej strony huczy się, że matka też człowiek, że musi mieć czas dla siebie, że też musi odpocząć. A z drugiej?
 Dałaś dziecko do dziadków i nie tęsknisz? Co z Ciebie za matka!
 Chcesz zjeść w spokoju obiad, więc włączasz dziecku bajkę? Co z Ciebie za matka!
 Raz w tygodniu nie chce Ci się gotować, więc kupujesz słoiczek? Co z Ciebie za matka!
 Nie umiesz ogarnąć na raz sprzątania, gotowania, opieki i rozwijania dziecka w każdej dziedzinie, począwszy od matematyki, przez biologię i kończąc na edukacji przedszkolnej dwulatka? Co z Ciebie za matka!

2. Matka musi absolutnie i bezwzględnie myśleć tylko o dobrze dziecka.
 Nie czytasz absolutnie każdej etykietki analizując skład milion razy i doszukując się wszelkich szkodliwych rzeczy? Co z Ciebie za matka!
 Nie stać Cię na drogie zamienniki i kupujesz cukier zamiast ksylitolu? Co z Ciebie za matka!
 Nie pieczesz samej ciasteczek, nie robisz chleba i wędliny? Co z Ciebie za matka!
 Twoje dziecię chce setny raz układać zamek z klocków i skakać po łóżku, a Ty mu nie pozwalasz bo jest 23 i padasz na ryjek po całym dniu? Co z Ciebie za matka!
 Nie biegasz za dzieckiem z kanapeczką, bo przecież tak mało zjadło(zjadło więcej od Ciebie, bo Ty nie miałaś czasu)? Co z Ciebie za matka!
 Nie sadzasz na nocnik roczniaka? Co z Ciebie za matka!

3. Matka musi wiedzieć WSZYSTKO.
  Nie pamiętasz parę minut po porodzie, że NIE WOLNO karmić dziecka butelką, nawet jak płacze z głodu i nie umie chwycić cycka? Co z Ciebie za matka!
 Nie umiesz wymienić wszystkich suplementów diety potrzebnych dziecku? Co z Ciebie za matka!
 Nie znasz opinii o wszystkich przedszkolach w Twojej okolicy? Co z Ciebie za matka!

4. Matka ma być pozbawiona negatywnych emocji. Całkowicie.
 Wkurzasz się, bo dziecko upominane setki razy dalej ściąga obrus ze stołu? Co z Ciebie za matka!
 Jesteś zła, bo dziecko ucieka na spacerze i ma w nosie Twoje krzyki? Co z Ciebie za matka!
 Szału dostajesz, kiedy dziecko rzuca się znów na ziemię w sklepie, bo chce cukierka? Co z Ciebie za matka!

 Czyli wniosek jest jeden- matce NIE WOLNO... być człowiekiem.

 Oczywiście tekst jest prześmiewczy i nie można traktować go absolutnie poważnie ;)
 Ale tak czy inaczej z każdej strony jesteśmy na co dzień atakowani rzeczami, których nam jako matce nie wolno bądź które musimy robić. I bardzo często są to rzeczy całkowicie sprzeczne ze sobą... ale i tak czujecie nacisk, żeby je pogodzić.
 I są matki, które mają to w nosie, robiąc i tak po swojemu(chwała silnej woli!), ale są i takie... które się zwyczajnie załamią. Że nie potrafią. Że nie umieją. Że są beznadziejne, bo nie spełniają wszystkich punktów. Bo nie dają rady.
 Pamiętam swoją presję, gdy Chochlik była mała. Swoje wyrzuty sumienia, kiedy nie dawałam rady utrzymać błysku w mieszkaniu, wyjść z dzieckiem na 3 godzinny spacer, ugotować, poprać i jeszcze zadbać o to, żeby się prawidłowo rozwijała. Pamiętam, jak siedziałam i płakałam ze wstydu, bo wstając 4 raz do dziecka w nocy byłam na nie(tak, na nie!) wściekła, że nie mogę się wyspać.  Jak strasznie przykro mi było, że dziecko innej dziewczyny w wieku roku liczy już do 3, a moje w wieku 1,5 jeszcze nie umie- wtedy byłam przekonana, że to moja wina, bo nie poświęciłam temu wystarczającej ilości czasu.
 Aż w końcu mi przeszło. Zrozumiałam, że nie ma sensu być idealną w oczach społeczeństwa. Bo co nam to da? Satysfakcję? Szczęśliwe życie? Milion w totka?
 Odpuściłam. Ufam swojej intuicji, przesiewam przez zdrowy rozsądek wszystkie informacje, które do mnie docierają i dobieram do dziecka. Nie patrzę, co potrafią inne dzieci- to, że Chochlik nie umie narysować ślicznego obrazka czy pięknie tańczyć nie oznacza, że w przyszłości nie będzie kimś znacznym ;)

 Ha, a może Wy mi odpowiecie na to pytanie, bo ja nie umiem- czemu matce nie wolno wkurzyć się na własne dziecko? Zdenerwować? Być wściekłą? Bo ja nie wiem.

 Mnie dziś Chochlik w ciągu 2h zdążyła po kolei rozczulić, wkurzyć i rozśmieszyć.
 Najpierw mnie rozczuliła, kiedy w nocy przeturlała się na naszą połowę materaca, obsypała mnie całuskami, przytuliła się i zasnęła.
 Potem mnie nad ranem wkurzyła, bo skakała po łóżku jak mały pawian i przydzwoniła mi głową w wargę, przez co wyglądam jak matka po botoksie.
 A na koniec stanęła na środku kuchni i oznajmiła "Mama! Raja konik!". Po czym robiąc "patataj!" pogalopowała do salonu. I teraz zamiast "Raja robi..." jest "Konik robi..."
 I jak tu jej nie kochać? ;)

czwartek, 4 grudnia 2014

No żesz.... czyli co wkurza matkę na co dzień.

 Siedzę w kuchni. Chochlik siedzi obok z cukierkiem i pudełkiem.
 I średnio co 30 sekund słyszę "Mama! Gotuję jajko na miękko!" oraz mam podsuwane pod nos pudełko z cukierkiem w środku.
 To trwa już 15 minut.
 15 cudownych minut, podczas których co 30 sekund słyszysz "Mama! Gotuję jajko na miękko!".
 ......

 Przy poranku też nie jest łatwiej. Budzi mnie "Mama, wstawaj! Idziemy na dół!". Powtarzane sumiennie dopóki nie wstanę i nie pójdę z nią na dół.
 Obudziłam się.
- Mama, wstawaj! Idziemy na dół!
- Już, już wstaję.
- Mama, wstawaj! Idziemy na dół!
- Dobrze. Chodź, ubierzemy się.
- Mama, wstawaj! Idziemy na dół!
- No przecież wstałam. Ubieraj spodnie.
- Mama, wstawaj! Idziemy na dół!
- Tak, idziemy na dół. Chodź, załóż bluzkę.
- Mama, wstawaj! Idziemy na dół!
 3 głębokie wdechy.
- Tak, idziemy. Gdzie masz butlę?
- Mama, wstawaj! Idziemy na dół!
- ...... tu jest butla.
- Mama....
- WIEM! JA TO WIEM! TAK! IDZIEMY NA DÓŁ!

 Gdzie się włącza reset u dziecka? Bo chyba mi się zacięło...
 Generalnie podoba mi się, że zaczęła mówić. Wreszcie można uzyskać bardziej komunikatywną odpowiedź na pytanie niż "bylbylbylbul". Gorzej, że nauczyła się dodatkowo żądać. I już nie mogę udawać, że jej nie rozumiem... :(

 I słuch ma nad wyraz dobry. Siedzimy wczoraj u Babci, dzieć robi rozpierduchę w salonie a my w kuchni buszujemy. Pytam się rodzicielki:
- Mamo, masz jeszcze te ciasteczka?
- Tak, w szafce na górze.
 W tym momencie moje dziecię przybiega z prędkością światła i staje przy mnie na baczność.
- Ciasteczko! Mama, Raja lubi ciasteczko!
  No ba. Kto nie lubi?

wtorek, 25 listopada 2014

Niewolnictwo XXIw.

 Dziś się zorientowałam, że pozwalam swojemu dziecku robić z siebie niewolnicę.

 Chochlik je. Rozlała picie.
- Mama, cieraj! Lane!
 Matka leci po ścierkę i wyciera.
 Chochlik chce bajkę.
- Mama! Bajke łoncz!
 Mama leci i bajkę włącza. Bajka nie pasuje. Chochlik krzyczy i jęczy.
- Maaaaaama, nie ta! Inna!
 Mama posłusznie lata po kanałach i szuka upragnionej bajki(która po 5 minutach zmieni status z "upragnionej" na "chyba kpisz, że ja to będę oglądać").
 Chochlik chce pić.
- Mama, butla!
 Mama idzie, szuka butli po całym domu, czołga się pod stołami i krzesłami, myje, nalewa, podaje.
 Chochlik wyszła na spacer. Przeszła 3 kroki. Stanęła przed matką, zrobiła groźną minę i wyciągnęła ręce.
 Matka bierze dziecko, sadza sobie na biodrze przekładając zakupy na drugą stronę i ciura pod górkę, wypluwając okazyjnie płuca.

 Nosz kurna.

 Tak się bawić nie będziemy. Matka to nie niewolnica, nie przypominam sobie też żebym urodziła dziecko bez rączek i nóżek. Mała też nie jest, ogarnia liczenie do dziesięciu, chodzenie do toalety i szantaż emocjonalny to ogarnie też szukanie butli, wycieranie po sobie i odnoszenie talerza do zlewu.
 Ojciec jest mądrz.... no dobra, ojciec jest leniwy i się nie daje. Dzieć chce pić? To ma przynieść ojcu butlę i picie. Chce jeść? To ma podać masło i ser z lodówki. Nie chce oglądać bajki, która przed chwilą była fajna? To nie ogląda wcale. Zareagowała histerią na wzięcie wózka, a teraz nie chce iść na spacerze? To na problem.
 I ojciec nie czuje się jak niewolnik.
 Ale to chyba taka matczyna przypadłość- to my wolimy zrobić coś szybko i sprawnie, bo przecież "to ja jestem matka i muszę się dzieckiem zająć". Pozbieramy, wytrzemy, umyjemy, posprzątamy- jakoś tak automatycznie. Bo to dziecko. I wszystko jest niby ok, jeśli faktycznie dziecko jest małe i nie da rady- ale 3-4 latek, który nie może odnieść po sobie talerza? Zjeść sam? Wytrzeć rozlanego picia? Posprzątać zabawek do koszyka?
 Same dajemy się ciurać. I myślimy, że tak jest ok.
 A mnie Gnom nauczył, że tak wcale nie jest ok. Że Chochlik mając te dwa lata jest spokojnie w stanie sama zrobić te wszystkie rzeczy.
 Trzeba jej tylko pozwolić.
 I nie dać się własnemu- wbrew pozorom- lenistwu. Bo owszem, jak my wytrzemy/posprzątamy/umyjemy będzie szybciej i sprawniej. Ale dziecko też sobie z tym spokojnie poradzi- tylko MY musimy mieć do tego odrobinę cierpliwości.
 A ja znów dałam z siebie zrobić niewolnicę. I co jakiś czas daję, jakoś tak... automatycznie. Niemniej cały czas z tym walczę :D

 Dziś oznajmiłam dziecięciu mojemu, że obejrzy JEDNĄ bajkę i pójdzie bawić się do salonu.
 Moje dziecię się tak obśmiało, że zwątpiłam...

 I znów się wypina na jedzenie. Olała dziś jajecznicę i makaron na mleku, zjadła łaskawie mandarynkę. Ja już nie mam siły. Też bym tak chciała. Mieć masę energii i wpierdzielać kosmiczny soczek. Na zdrowie.
 Ale przynajmniej do toalety jak biały człowiek biega. Co prawda dalej jestem jej tam niezbędna(w końcu ktoś musi z nią liczyć kółka na ścianie) ale to i tak postęp.

poniedziałek, 24 listopada 2014

Jak niedobre, to matka zje.

 Chochlik dorwała dziś tuńczyka w puszcze. Złapała, patrzy i analizuje. Powąchała, skrzywiła się i rzuciła z pewną miną:
- Bleee, niedobre!
 Już miała wyrzucić puszkę do kosza(ku mojej rozpaczy, bo to w sumie moje śniadanie), ale nagle się zreflektowała, oczy jej się zaświeciły i przybiegła z nią do mnie.
- Mama! Blee, niedobre! Mama zje!
 Cudnie.
 Nawet moje własne dziecię chce mnie otruć...

  Dziś znów obudziłam się będąc trampoliną dla Chochlika, która skakała po mnie wołając "Mama, wstawaj, już siesiąta!" Złapałam telefon i odruchowo miałam rzucić prawdziwą godzinę, ale...
- Masz rację, Chochliku, już dziesiąta.
 Dziecko było w takim szoku, ja widząc jej minę swoim śmiechem obudziłam Gnoma. Chyba nie jest przyzwyczajona do tego, że ma rację.

 Zostałam ochrzczona mianem "matka mama". Bo ojciec mówi "matka", a ja "mama". To co się dzieć będzie rozdrabniał- Matka Mama jestem i tyle.
 Chochlik ma też fazę na pytanie o wszystko zdaniem "Gdzie te moje....?" I co chwila jest "Mama! Gdzie te moje buty? Gdzie ta moja butla? Gdzie ta moja mama?" Co jak co, ale życie w grupie zdecydowanie uczy, jak ważne jest pojęcie "moje!" ;)
 Dziś dzień pod znakiem "jestem porypana i zmieniłam baterie"- Chochlik od samiutkiego rana biega, śpiewa, tańczy i stroi miny. Nowy tydzień- nowa energia. Też bym tak chciała...

 Mnie waga pociesza, że nie jest tak źle- kilogram w dół niby spadł. Oczywiście to woda, ale pocieszyć się trzeba :D

piątek, 21 listopada 2014

Śpiewająco.

 Chochlik nauczył się śpiewać.
 Idzie to mniej więcej tak:
 "La la la, kotki dwa,
 Siabusia,
 A ku ku, hihihi!"
 Ale przynajmniej próbuje... jak matka :D Ostatnio z kolei stała na środku kuchni, kręciła tyłkiem i podśpiewywała "Szejk, szejk, szejk!!!"
 Zabijcie mnie, nie mam pojęcia skąd ona wie, że na "szejk" trzeba tyłkiem kręcić.
 I przestawiła się językowo. Już nie jest "dwa, trzy, dwa" tylko "łan, tu, tri, for..." i tak do dziesięciu. Skąd to wie- też pojęcia nie mam. Ja jej do 10-ciu liczyć nie uczyłam. A zwłaszcza po angielsku... o.O
 
 A sama matka walczy dalej z odchudzaniem, ze skutkiem miernym póki co. Zdrowe odżywianie daje mi jak na razie tylko coraz chudszy z każdym dniem portfel i wagę cały czas w granicach 62-63kg.    O, przepraszam- dało mi jeszcze fajne, różowiutkie butki do biegania.
 O 1,5 rozmiaru za duże....
 Ech.

niedziela, 16 listopada 2014

Pierwsza relacja z Zielonych Wysp :)

 Dotarlim! I żyjem! :D
 Generalnie jest spoko :) Dziecko całą podróż samolotem łaskawie przespało(niech żyje budzenie o 5 rano i trzymanie bez drzemki do 13-tej), Gnom też(ale jak on wstanie przed 10-tą to jest święto narodowe, zazwyczaj optymalną godziną do wstania według niego jest 12-13 i dorzucenie drzemki o 18-tej). Oczywiście standardową fotkę chmurek z okna samolotu mam, wrzucę później ;)
 Dziecko zdecydowanie popiera naszą ideę wyjazdu. Lata, biega, szaleje, jeszcze tylko koszy z wikliny nie plecie- ale to chyba tylko przez to, że zwyczajnie wikliny nie ma. Wszystkie dziewczynki to "Lili"(co ona się będzie się bawić w rozróżnianie), a każda napotkana pani to "ciocia". Na lotnisku przynajmniej nudno nie było, bo w końcu "ciocia" zobowiązuje i każda zaczepiona pani się z nią bawiła :D Poranki też wyglądają ciekawie, bo z racji niesamowitej wielkości naszego pokoju śpimy całą trójką ramię w ramię. I niezmiennym rytuałem u Chochlika stało się budzenie mnie. Są dwa warianty budzenia- albo budzę się z mokrym od śliny policzkiem, bo dostaję masę buziaków, albo dzieć klepie mnie w ramię rycząc "Maaaama! Wstawaj! Już siesiąta!!!"(oczywiście nigdy nie ma dziesiątej, standardowo jest to 7 czy 8 ale kto by się tym przejmował). Nie wiem który wariant wolę...
 "Niezbędne" zakupy już poczynione, nakładka na kibelek i stołeczek czekają, aż młodociana właścicielka zauważy, że żadne z dzieci nie ma pampersa. Na razie sumiennie ten fakt ignoruje, na każde moje tłumaczenie reagując patrzeniem z góry(jest niższa o dobry metr a i tak jej się to udaje- geny tatusia...), odwróceniem się i odejściem z godnością. Czasem zawoła, a czasem przybiegnie z radością i mokrymi gaciami wołając "mama, siku!" Ale nie tracimy nadziei.
 No, to teraz trochę o mnie. Chciałam sobie kupić śliczną pidżamkę z kucykiem Pony, ale Gnom mi nie pozwolił :( Jest mi bardzo smutno.
 Zgodnie z założeniami rozpoczynam(ponownie.....) kurację "fit matka"- strój do biegania wyprany, warzywka zakupione, buty do biegania już idą, tylko jeszcze kostium trzeba kupić i na basen się zapisać. I nie tracę wiary, że znów uda mi się zrzucić 10kg w 4 miesiące lub krócej :D Na dobry początek odchudzania wpierdzieliłam wczoraj 200g pistacji..... czyli 1200kcal.
 Super...
 Ale dziś nadrabiam, na śniadanie standardowa kawa z mlekiem, troszkę twarogu z jogurtem naturalnym, pomidor i ogórek. O ile nie ulegnę pokusie Pringelsów i pistacji do wieczora to będzie git :D

wtorek, 11 listopada 2014

Rzecz o "bezstresowym wychowaniu" i wyjeździe.

 Trafiłam dziś na "felieton", gdzie kobieta zadaje sobie pytanie dlaczego uciszamy biegające dziecko w przychodni czy śpiewające na cały głos w autobusie. Bo przecież TO TYLKO DZIECKO. Ciekawe świata, szalone, pełne energii. I DLACZEGO zabraniamy mu "być dzieckiem"?
 A przepraszam, DZIECKO to jakiś oddzielny byt? Kosmita? Inny gatunek?
 Bo moim zdaniem to normalny człowiek. Mały, bo mały, ale jednak człowiek. Z którym możesz normalnie porozmawiać, wyjaśnić, stosować konsekwencję i uczyć norm społecznych, a nie pozwalać na wszystko bo przecież TO TYLKO DZIECKO.
 Tak, to tylko i AŻ dziecko. Mała, czysta kartka, na której to Ty wypisujesz zasady, nakazy i normy. I pytanie, jakie to będą zasady- "rób, co chcesz, bo jesteś dzieckiem" czy "wiem, że jest Ci ciężko, ale postaraj się bawić cicho(a ja ci w tym pomogę), bo możesz przeszkadzać innym".
 Uczymy dziecko, że ma przyzwolenie na wiele rzeczy "bo jest dzieckiem". I mu wolno. A mi przed oczami tylko staje obrazek chłopców puszczających muzykę z telefonu na cały autobus(no bo co ich inni obchodzą?), młodych ludzi rozmawiających w urzędzie na cały głos(no bo co ich inni obchodzą?) czy dziewczyn przychodzących do szkoły w "spódniczkach", które zakrywają pół pośladków(no bo co ich inni obchodzą? To jest ICH CIAŁO i robią z nim CO CHCĄ).
 To od nas zależy, jak nasze dziecko się zachowa. I przede wszystkim to my wyznaczamy sposób, w jaki to wyegzekwujemy. Bo samo "siedź cicho i nie marudź!" nie wystarczy. Ile razy na pytanie "dlaczego" słyszeliśmy od rodziców "bo ja tak mówię!"? To jest metoda? Tak ciężko jest poświęcić parę sekund więcej i powiedzieć "bo może to przeszkadzać innym/bo jest niebezpieczne z tego i tego powodu/bo w ten sposób powodujesz to i to"? Potrafimy tak mało czasu poświęcać na staranne zapisanie tej tablicy a potem narzekamy na dzisiejszą "niewychowaną" młodzież.
 Ale wszystko rozchodzi się o to, czy NAM chce się zająć tym dzieckiem. Bo łatwiej jest opierdzielić, kazać być cicho i czytać sobie książkę w autobusie, niż pokazywać dziecku świat za oknem, rozmawiać, czytać razem książeczkę czy bawić się w "co widzą moje oczy". Łatwiej kazać dziecku "stać normalnie" przy wózku podczas zakupów niż stwierdzić "kochanie, podaj mi puszkę stamtąd" czy "powiesz mi, co jest tu narysowane?".
 Ale też łatwiej pozwolić na wszystko, niż poświęcić trochę czasu. Łatwiej pozwolić biegać po przychodni, samemu czytając niż pobawić się z dzieckiem. Łatwiej pozwolić robić co chce, niż zająć czymś czas. Łatwiej kazać innym się dostosować DO DZIECKA, niż samemu postarać się dostosować dziecko do otoczenia.
 Łatwiej zakazać, ale też łatwiej olać.
 Wszystko zależy od nas.
 Uwielbiam tę sytuację, kiedy ktoś widząc biegające czy szalejące dziecko zaczyna gadać o ADHD. To tak, jakbym każdemu człowiekowi z jakimkolwiek alkoholem w ręce przypinała łatkę alkoholika. Albo człowiekowi, który zrobi jeden błąd w zdaniu łatkę dyslektyka.
 Jeśli nie chcesz, żeby Twoje dziecko biegało jak opętane to ZAJMIJ je czymś. Pokaż ciekawe zajęcie. Zainteresuj. Wyznacz zadanie. Cokolwiek. NAUCZ je, jak zajmować sobie czas, nie zmieniaj się w kolczastą kulkę, która ma w D zdanie innych, bo TO TYLKO DZIECKO. Naucz dziecko, że jest człowiekiem, nie kosmitą. Że jest członkiem stada, nie samotnikiem.
 I przede wszystkim rozmawiaj, bo argument "nie bo nie" jest jak przywalenie jego głową o ścianę.

 Powoli próbujemy się spakować. Próby polegają na tym, że Gnom śpi, a ja gram w Herosa 3.
 Jakoś tak ciężko mi mentalnie. Nie wiem, co ze sobą wziąć. Nie wiem, w co to spakować. No nic mi się nie chce. I jeszcze mam piękną pogodę. Gdyby chociaż padało, był ponuro czy smutno- a tu słoneczko napierdziela, jakby co najmniej wrzesień był.
 No dobra, a tak serio to przeraża mnie ilość sprzątania... bo Szmanka okupuje teściów od czwartku, więc my od czwartku przyjmujemy gości i codziennie tracimy przytomność wieczorem... ach, te uroki bycia "słomianymi rodzicami" :D
 Także ten, no... przeraża mnie stan naszego domu. Nie wiem, czy łatwiej nie byłoby tego wszystkiego podpalić.

poniedziałek, 3 listopada 2014

Bez oryginalności- Halloween, Dziady i buziakowanie.

 Ha, nie będę oryginalna. Wszyscy piszą o Halloween- to piszę i ja ;)
 Lubię to święto. Fajne jest. Chyba jedyna okazja w roku, kiedy możesz ubrać się jak debil i bezkarnie latać ulicami wydając dziwne dźwięki. I nikt Cię za to nie zamknie! :D
 Dla mnie to zawsze frajda niesamowita była. Choć mogłam też obchodzić klasycznie ten okres- ubrać się na czarno, pójść na cmentarz, spędzić pół dnia na czyszczeniu kamienia(prawie jak sprzątanie w lesie), myśląc o kościach leżących pod nim i wydając kosmiczne sumy na świeczki i kwiatki, które ktoś zaraz ukradnie albo ukradnie. Ewentualnie ukradnie.
 No wolę jak wariat latać po mieście :)
 Ale czemu jedno ma wykluczać drugie? Przecież daty obu świąt- choć bardzo zbliżone- jednak są różne. Wieczorem można pobawić się z dzieckiem, mieć frajdę z dzikiego makijażu i własnoręcznie skomponowanego stroju a następnego dnia pójść klasycznie na cmentarz. Czemu nie? Nie bardzo rozumiem publiczne oburzenie.
 Rozumiem głosy oburzenia, że w Polsce jednak "psikus" = wandalizm. Ale trzeba czasu i mocnej interwencji rodziców, żeby dzieci w końcu załapały na czym to polega. Trzeba wiedzy. Rozmowy. Uświadamiania, na czym ta zabawa polega, że to nie tylko okazja do wyżycia się artystycznie poprzez mozaikę z jajek i papieru toaletowego. A nie tylko olania dziecka w stylu "a idź, idź, baw się, ja poczytam gazetę czy obejrzę tv". Ubierz się i idź razem z dzieckiem- wtedy będziesz mógł zainterweniować, kiedy robi coś głupiego.
 Miałam okazję być za granicą i widzieć, jak tam to święto wygląda. Byłam oczarowana. Te wszystkie małe czarownice, wilkołaki i mumie, roześmiani dorośli, wszędzie kolorowe dynie, ozdoby- no fajnie to wyglądało. A u nas?
 Znicze. Kwiaty. Znicze. Nagrobki. Kwiaty. Zapiekanki. Znicze. Koszmarnie drogie znicze. Hot-dogi. Znicze.
 I chyba jeden, jedyny i boski aspekt całej tej fraszki z 1 listopada- PAŃSKA SKÓRKA!!!!! :D :D :D Jedyna rzecz, za którą kocham ten dzień.
 Ale ja ogólnie jestem "anty-cmentarna"- bo stawianie zniczy czy czyszczenie nagrobków ani mi nastroju nie poprawi, ani im nie pomoże. Ja wolę posiedzieć w domu, powyciągać stare zdjęcia i powspominać te fajne chwile. Jestem zwolenniczką oswajania dziecka ze śmiercią- ale nie w ten sposób. Nie pokazując, że pamięta się o niej tylko jeden dzień w roku, kiedy trzeba porządnie posprzątać na grobach "bo co ludzie powiedzą, że ci Kowalscy nie dbają o swoje groby".

 Moje dziecię ma fazę na buziakowanie. Przychodzi do mnie, łapie oburącz za twarz i patrząc mi głęboko w oczy mówi "słuchaj!".
 Po czym zaczyna mnie całować. Dostaję buziaka w jeden policzek, w drugi, w nos, "na niby" w jedno i drugie oko(po setnym rozmazaniu mi makijażu i moim bulwersie załapała, że nie warto mamy w oczy całować :D ) i na koniec w czoło. I to się powtarza tak ze 3-4 razy dziennie, zawsze w tym samym schemacie.
 Czuję się kochana :>
 Szykowania się do wyjazdu ciąg dalszy, czyli mam cały dom zawalony praniem. Zaczynam skłaniać się ku pomysłowi, żeby spalić to wszystko w cholerę i kupić nowe rzeczy już na miejscu. Tylko Konrad jeszcze stawia opór...

środa, 22 października 2014

Zdrowe, żywe i bardzo "mamcięgdzieś", czyli wracamy do normy ;)

Chochlik raczył był wyzdrowieć, co objawia nam krzykami, bieganiem po domu jak chomik z ADHD i urządzaniem histerii przy próbach położenia spać.
Teraz siedzi i robi ważne prace biurowe. Dostała swoją klawiaturę(nie podłączoną- lubię swój komputer), usiadła z nią przed monitorem i z poważną miną na****dala(bo nie można powiedzieć, że stuka) w klawisze. Co jakiś czas popija z butli i ciamka paluszka(to chyba ma być papieros). Średnio co 5 minut oznajmia "no, konieć!", zamaszyście odrzuca biedną klawiaturę i idzie do kuchni po nową porcję picia.
Wczoraj stanęła w kuchni, paczy się w okno i rzecze:
"-Pipi nie ma. Koko nie ma. Miau nie ma. Hau nie ma. Nic nie ma."
Po czym złapała się pod boki, pokręciła głową i wyszła.

Migrujemy. Wezwały nas Zielone Wyspy(a raczej zielone banknoty) i 12 listopada robimy out. Dziecko już biega i krzyczy "Landi! Landiiii!". Chyba się cieszy.

niedziela, 12 października 2014

Wesołe jest życie chorowitka.

Kurde, chciałabym mieć znów te kilka-naście lat i chorować. Leżeć, pachnieć i żeby wszyscy się mną zajmowali...
I dostawać tyle słodyczy co Chochlik. Jeju, jaka ja bym była szczęśliwa.
Aktualnie siedzimy w szpitalu. Zemściło się ściąganie majtek i latanie jak bezgłowy kurczak po całym domu, nie dając się złapać i świecąc piczą- młode ma infekcję dróg moczowych.
O ile nie ma 40-stopniowej gorączki sądziła bym, że prędzej ma ADHD a nie infekcję. Oddział zwiedziłyśmy wzdłóż i wszerz, łącznie ze wszystkimi toaletami, pokojem pielęgniarek i kradzieżą naklejek z zabiegowego. Ma szczęście, że jest jeszcze bardziej urocza niż niegrzeczna. Biorąc pod uwagę jej rzucanie się na szyję wszystkim dzieciom i ich rodzicom to będzie cud, jeśli wyjdziemy stąd zdrowe...
Niemniej za trzy dni może nas wypuszczą. O ile do tego czasu ja nie osiwieję lub Chochlik nie zliże wszystkich zarazków z szyby automatu do kawy...
Chyba muszę zainterweniować.

piątek, 10 października 2014

Bezdzietnie! :D Więc króciutko ;)

 Nie piszę, jako że moje dziecię wylądowało u dziadków. Więc nic się nie dzieje. To znaczy nie dzieje się nic, co można by opublikować :>
 Ha! Za to butki sobie kupiłam! W życiu nie sądziłam, że spowoduje to u mnie tyle radości i euforii. Na razie jeszcze nie myślę o stanie mojego konta i uparcie wyrzucam to z pamięci.
 Byłyśmy ostatnio z Chochlikiem u znajomej. Dziecko moje już od wyjścia z wózka darło się na całą klatkę "ciocia i kolega!!!", choć ową ciocię i kolegę miała pierwszy raz w życiu widzieć. Oczywiście żeby nie było za fajnie kolega był obiektem zainteresowania przez pierwsze 2 minuty, potem uwagę swoją skupiło akwarium, zwiedzanie domu i pakowanie się do łóżka cioci. Bo zabawa z innymi dziećmi jest dla frajerów...

niedziela, 5 października 2014

Krótko i na temat ;) bajki i kupa.

Jedna z matek(również posiadaczka małego demoniszcza o wdzięcznej nazwie Pazuzu) słusznie zasugerowała, że moje dziecko musi coś ćpać. Bo innego wytłumaczenia na jej zachowanie chyba nie ma. Choć nie jestem pewna, czy to amfa czy speed.
Tylko numerem dealera się podzielić nie chce :(

A Szaman(nazwa równie dobrze pasująca) robi się coraz bardziej cwana. Wczoraj przedeptała obok mnie roztaczając uroczą woń zdechłego oposa. Więc pytam "Dziecko! Zrobiłaś kupę?"
Szaman odwróciła się powoli, spojrzała na mnie z ukosa i przykładając palec do ust zrobiła "Ciii!"
Po czym podeszła do psa, poniuchała i głośno oznajmiła "Fuuuuu! Łała kupa!"
Umarłam.

Teraz siedzi i ogląda "Dolinę Koni". Nie jestem pewna czy powinnam dziecko mające świra na punkcie koni faszerować faktami w stylu "ustępowanie pomoże Ci przejść przez zawalający się most", "kłus jest najlepszy do pokonania średniej wielkości szeregu, gdyż galop jest za szybki a stęp za wolny" oraz "a za tydzień jest konkurs ujeżdżenia- stęp, kłus, galop i dyscyplina specjalna dla chętnych- ustępowanie!".
I pamiętajcie- od długiego trenowania ustępowania koń może skręcić nogę!
Nie sądziłam, że to taka tajemna i specjalna rzecz to ustępowanie.

Teraz koń ze skręconą nogą jedzie specjalne zawody- skacze przez okser z hydrą. Kocham tę bajkę :D
W ogóle każdy motyw jest dobry na skręcenie nogi. Od upadku ze stoku, przez przeskoczenie przeszkody po zwykłe stanięcie na danej nodze. Jakieś takie trochę kalekie te konie.
Za to mają cudne, oczojebne rzędy i pasemka w grzywie. Też chcę konia z pasemkami... :(

czwartek, 2 października 2014

Zdrobnienia wszelakie.

Uwielbiam wizyty u rodziny. Czuję się, jakbym wylądowała w innym kraju.
"Niuniu, oć ajci! Damy mniam mniam kwa kwa, zrobimy buju buju, a potem babcia ciuciu i joda kupi! A niunia cie sisiu? A mozie niuniunia paciu pójdzie? Nie? A pyszniuniuniej kanapusi niunia nie chce? A mozie rosołeczku? TO TWOJE DZIECKO NIC JEŚĆ NIE CHCE! O, wiem, batonika Ci słonećko babunia da! I zobacz, mam cukierunia dla niuni! A kotlecika zjesz? Nie? NO ONA NIC NIE JE!!!"

Nosz kurna.
A Chochlik tylko stoi i się paczy, bo w domu mówimy do niej normalnie, a nie jak do wypranej przez CBŚ krewetki.
Nie idziemy "ajci", tylko na spacer.
Nie "dajemy kwa am", tylko karmimy kaczki.
Nie proponujemy "pyszniuniej kanapuni" tylko żarcie(no dobra, to nie był najlepszy przykład :P).
I na Potwora Spagetti, nie dajemy "joda" tylko LODA!!! Za paręnaście lat to do mnie zięć będzie miał pretensje, że jego żona głupim pytaniem psuje każdą grę wstępną...

No dobra, z tym zięciem pojechałam :P Ale wiecie, o co chodzi?

Chochlik złapała fazę na pająka. Chodzi po całym domu i go szuka. Chyba chce psa podtuczyć.
I już nie daje się złapać na "sprawdź, czy Cię nie ma w łazience!". Patrzy na mnie z politowaniem, mòwi "mama, lala tu" i odchodzi kręcąc głową. Chyba ma mnie za debila...

I wiem, co to jest "kackoń"! :D Moje dziecko po prostu żąda, żebym grała w konie ;) przedwczoraj do 23 patrzyła, jak matka wirtualnie Grand Prix jedzie. Rośnie mi mała amazonka :)

wtorek, 30 września 2014

Molestowanie psa dzidą(tak, wiem jak to brzmi...)

 Moje dziecko dorwało dzidę. Chodzi z nią, robi "huhuhuhu!" i okazjonalne zatrzymuje się, żeby ją polizać. Nie wiem i nie chcę wiedzieć czemu.
 A teraz próbuje nadziać psa. Na moje protesty patrzy się buńczucznie i dźga mocniej z miną "i co mi zrobisz?"
 Teraz jeszcze się szaleńczo przy tym śmieje.
 Jezus Maria. Ona naprawdę będzie szamanem. Wcześniej się z tego śmiałam, ale z każdym dniem jest coraz gorzej.

 Nie mam weny. Kilka razy wpis zaczynam i nie mogę dokończyć. Więc dziś krótko i informacyjnie ;)
 Niedługo pewnie pojawi się wpis Peona z dalekiej i pięknej Holandii(wszędzie, gdzie jest zioło jest pięknie). Wzięty zachwytem nad moją twórczością(nigdy człowieku gustu nie miałeś... ) sam postanowił coś spłodzić. Tak trzymać, Towarzyszu!

 Czy ktoś wie, co to jest "kackoń"? Bo moje dziecko od paru minut skupia moją uwagę i powtarza mi to z uwielbieniem w twarz. Mam się czuć splugawiona czy jak...?

 Odebrałam jej wreszcie dzidę, choć nie obyło się bez walki. Teraz dźga psa dziecięcym widelcem.
 Kurde, może ja jej złe mięso daję i dlatego nie chce go jeść?

czwartek, 25 września 2014

Rozprawka o gender, noclegach i gotowaniu bez gazu.

Chochlik nocowała dziś u Irlandzkiej babci(nie, nie jestem w połowie Irlandką, choć bardzo bym chciała. Po prostu moja mama na stare lata stwierdziła, że wali system i wyjeżdża). Choć "nocowała" to za mocne słowo, bo dziecię moje ceni sobie własną przestrzeń i spać z kimś nie będzie- więc caluśką noc gadała, siedziała, żądała "am" i "baja" oraz intensywnie udowadniała babci i prababci, że one też śpiące nie są.
Także po rozpaczliwym telefonie o 7:34 rano gnałam po ten Gnomi pomiot. Który po wsadzeniu do wózka świergotał jak skowronek, żeby po 3 minutach teatralnie zrobić "fajt!" i obudzić się po pięciu godzinach. Nawet przekładanie do łóżka i rozbieranie jej nie obudziło.

W temacie gender. Jadąc dziś do pracy spotkałam osobę. Osoba była króciutko ścięta, miała spodnie dresowe z krokiem w kolanach(zbyt późne odpieluchowanie), męski zegarek na ręku, czarną skórzaną kurtałkę, bluzę z kapturem, fajny tatuaż i spoko trampki.
I powiem(napiszę) Wam, że z ręką na sercu przez 20 minut jazdy próbowałam zgadnąć, czy to facet czy baba. Bo cycków doszukać się w luźnej bluzie nie mogłam, z twarzy też nic nie wynikało a identyfikacja głosowa("Przepraszam, jak dojadę do X?") nic nie dała. Osoba wysiadła, cmoknęła się w polika z jakimś chłopakiem(ale dziś cholera wie- nawet po tym pewności nie miałam) i odeszła w stronę zachodzącego słońca...
No dobra, na pasy poszła.
Najgorsze chyba jest to, że ja coraz częściej mam takie rozkminy. Bo coraz częściej nie jestem pewna.
Swego czasu szłam przez galerię i przede mną szła dziewczyna. Fajna bluzka, gustowna płócienna torebeczka, rurki, fajne koturny którymi bym nie pogardziła i zgrabny tyłek. Śpieszyłam się, to wyprzedziłam i dyskretnie zerknęłam do tyłu, żeby klasycznie twarz obaczyć- a dziewczyna ma brodę.... i pewnie nazywa się Rysio.
W sumie nic do tego jako tako nie mam- x lat temu kobieta nosząca spodnie była gender. Ale dziś jest to mocno problematyczne.... no jesteś facetem, idziesz do klubu i nie wiesz, czy wylądujesz w łóżku z nowopoznanym "kolegą", z którym ci się zajebiście gada czy dostaniesz po ryju i wyzwą cię od pedałów... no nie wiesz.

Gnom jest mistrzem. Idealnym przykładem tego, że bez mateczki Rasiji i jej gazu da się normalnie żyć.
Wchodzę do domu, zaglądam do piekarnika a tam się rosół gotuje...
Ciekawe, czy z makaronem też mu się uda.

środa, 24 września 2014

Rzyganie tęczą- wrażliwych prosimy o pominięcie :D

Dziś będę rzygać tęczą.
Przy porannym ataku Chochlika przypomniałam sobie, co mówiły mi matki jak młode było młode.
Żebym się cieszyła każdą chwilą jej noworodkowości, bo bardzo szybko dorośnie. Żebym napatrzyła się na malutkie stópki, rączki, wykorzystała każdą chwilę kiedy daje się przytulać, całować i nosić, bo potem nie będzie chciała. No i żebym korzystała z wielu godzin snu, bo potem łatwo nie będzie.
Tak.
Mam dwulatkę.
I wcale nie tęsknię za słodkim, maciupkim niemowlaczkiem.
Bo moja dwulatka jest wyczepista. Wymaga ciągłego biegania, zainteresowania, dwa razy większej ilości mleka i mydła. Męczy koty, molestuje psa, terroryzuje mnie i Gnoma. Uważa, że sika się w spodniach, bo po co je zdejmować. Sprząta w piaskownicy i układa orzechy, odkręca śrubki w szafkach i mierzy miarką każdy kąt w domu.
I śpi zdecydowanie dłużej i lepiej niż "za młodu" :D
Ponadto oprócz bycia Chochlikiem bywa też niesamowicie słodka. Rano czy jak wracam z pracy rzuca mi się na szyję, obcałowywuje i ciągnie, żeby pokazać co dziś zmajstrowała. Dzieli się obiadem, opowiada co robiła cały dzień, pomaga w sprzątaniu, odnosi naczynia do zlewu, wyciera po sobie stolik, układa zabawki, czyta sobie i mi książki(z czytaniem ma to niewiele wspòlnego, ale się stara) i każe rysować kupkę(względnie konia albo żabę, jednak kupka jest hitem).
Nie tęsknię. Teraz jest o wiele ciekawiej :)

niedziela, 21 września 2014

Troche mniej zabawnie.

Tak siedzę i się zastanawiam- skąd dziś w matkach taka nieufność i przekonanie, że calutki świat sprzysiągł się przeciwko nim?
Zakłady farmaceutyczne NA PEWNO spiskują przeciwko nam!
Mleko modyfikowane NA PEWNO szkodzi dzieciom i zostało wyprodukowane, żeby tylko czerpać kasę!
Lekarze NA PEWNO mają matki w dupie i kompletnie nie liczą się z ich zdaniem!
Słodycze NA PEWNO zabiją moje dziecko, uczynią je hiperaktywnym i niekontrolowanym!
Jak nie karmisz piersią to jesteś ZŁĄ MATKĄ i nie dbasz o swoje dziecko(a nie karmisz bo NA PEWNO niedostatecznie się starałaś, nie ma innego powodu- NA PEWNO)!
Jeśli puszczasz dziecku bajki to NA PEWNO będzie otumanione, głupie i niekreatywne!
Jeśli kiedykolwiek nie daj Bóg zdarzy ci się dać dziecku klapsa to NA PEWNO wyrośnie na psychopatę, niezdolnego do uczuć i będzie katować swoje dziecko.
Dziecko musi być ubierane w 5 warstw ubrań- nawet jeśli ty masz na sobie szorty i koszulkę- bo inaczej NA PEWNO zachoruje, dostanie zapalenia płuc i umrze. Niechybnie.
I mój faworyt- jeśli miałaś cesarskie cięcie to NIE URODZIŁAŚ NAPRAWDĘ. Tylko miałaś operację. To nie był poród, nie jesteś 100% matką.

A to tylko garstka teorii, które słyszę na co dzień. Wszystko czarno-białe, bo przecież w życiu nie występują szarości. Wszystko ma jedną słuszną prawdę, bo przecież każde dziecko jest takie samo i jeśli u mnie coś się sprawdziło, to u ciebie sprawdzi się NA PEWNO.
Czemu dziś matki są takie zawzięte? Takie pełne nieufności? Wszędzie szukają spisku, podstępu, prób szkodzenia?
Wiem, że świat jest zły i podstępny. Ale czy musimy się na tym skupiać? Czemu zamiast cieszyć się, że medycyna postępuje i dziś jesteśmy w stanie uratować dzieci urodzone w 24(!!!) tygodniu ciąży skupiamy się na tym, że lekarze są straszni i się z nami nie liczą?
A czy my sami liczylibyśmy się z kimś, kto cały czas podważa lata naszych doświadczeń i lata nauki?
Oczywiście nie twierdzę, że każdy lekarz jest dobry i mądry- życie to nie "Chirurdzy" ;) Ale czasem trochę wiary w człowieka się przydaje.

Dobra, koniec tych refleksji.

Jak zapewne zauważyliście- znalazłam dzięki fajnej duszyczce polskie znaki w telefonie :D Teraz moje posty będą zajebiste i pro :>
Oczywiście tylko wizualnie, bo merytorycznie to dalej będzie poziom intelektualny krewetki :D

Chochlik zaczęła rozdzielać ludziów. Jest Tata, jest Mama i jest Ty. Bo Raja to za trudne słowo :D
I nauczyła się mówić "proszę!"... przepadłam z kretesem, pozbawiła mnie tym wszelkich resztek konsekwencji. Bo wcześniej jeszcze byłam w stanie oprzeć się histerii czy żądaniom, ale teraz jak stanie, zrobi smutną minę(a robi ją doskonale i z uwielbieniem) i zaskomli "ploooooosie...." to nie ma bata, żebym się oparła. To prawie jak nienakarmienie głodnego szczeniaka. No stoi to to, paczy się tymi wielgachnymi oczami i prosi.
Przepadłam. Będę jeszcze gorszą matką...

środa, 17 września 2014

Zlote rady.

1. Nie zaczynaj dnia od bajek Disney'a. Jest 10:30, a ja siedze i rycze ogladajac "Krola Lwa". Zas Chochlik co chwile podskakuje krzyczac "oj!", "ojej!", "mamo, lew!"i okazjonalnie widzac hieny chowa sie pod koldre.

2. Chodzenie nago przy dziecku jest bardzo koedukacyjne. Troszke gorzej, gdy twoje dziecko zaczyna sikac na stojaco. Wszystko byloby fajnie- gdyby byla chlopcem, a nie dziewczynka...

3. Surowa fasolka szparagowa jest o niebo lepsza niz gotowana.

4. Zastanow sie trzy razy z kim masz zamiar dzielic geny. Obserwowanie, jak ojciec chcac miec spokoj raz po raz wysyla dziecko "po metalowa rurke do sypialni" czy "po wiadro chwarstu" do lazienki daje do myslenia.
(Nie mamy metalowej rurki, a co to jest "chwarst" nie wiem i nie chce wiedziec)
Dziecko zdecydowanie ma geny ojca- bo chodzi i szuka tej metalowej rurki.

5. Sprzatanie jest dla frajerow. Ale zbierac bielizne warto- widok dziecka z twoimi majtkami na glowie, w bokserkach ojca, ze stanikiem na plecach, druszlakiem w jednej i piankowym mieczem w drugiej rece jest iscie bezcenny. I przebiega to to przez pokoj krzyczac "ABUDUDUBULU!!!"

Chyba czas zainwestowac w jakies wakacje. Albo 0,7 czystej.

niedziela, 7 września 2014

Jestem chora.

A na pewno nienormalna.
Zachcialo mi sie jechac na zlot forumowy. Transportu brak, wiec kombinujemy. Jeden bus, metro, drugi bus. I potem 13km do pokonania.
Wiec co madra kobita wymyslila?
Wziela hulajnoge.
Hulajnoge.
Na 13km podroz.
...
Dobra. Pierwsze 3km pokonalam wzdluz trasy szybkiego ruchu. Jakos sie udalo. Potem zlapalam stopa. Bardzo fajna babeczka podwiozla mnie kawalek- niestety w praniu wyszlo, ze kawalek za daleko. I kolejne 4km znow na hulajnodze.
Ale dotarlam! Widzialam Mistrzostwa Polski w Ujezdzeniu! Byly nudne jak cholera, ale za to towarzystwo boskie :D
Do domu juz udalo mi sie transport pod dom zlapac- inaczej chyba usiadlabym w tej stajni i plakala, plakala, plakala...
Sama hulajnoga to nieglupi pomysl. Gdyby nie to, ze ma tak cholernie male, maciupkie, maciupenkie koleczka...

czwartek, 4 września 2014

Cudowne slownictwo

Chyba ponioslam porazke wychowawcza(to znaczy na pewno ponioslam, ale sie jeszcze publicznie nie przyznaje).
Chochlik dzis rano na moj widok zawolal radosnie "CYCKI!!!" a wczoraj na ojca "kondom!"
Cycki jeszcze rozumiem(tym uroczym slowem Gnom mnie wita co rano) ale kondom...? U nas mowi sie gumka. Wiec skad kondom?! o.O
Ogolnie Chochlik sie rozgadal. Juz zaczyna budowac arcy rozwiniete zdania- "tata, tu cici!" czy "mama, Pepa bedzie!". No maly poliglota. Pora zaczac uwazac na slownictwo, bo nie chce swiecic oczami przed paniami w przedszkolu...

czwartek, 28 sierpnia 2014

Buda- niczym walka o Malbork!

Chochlik zaanektowala psia bude. O poranku stoja oboje z psem przy drzwiach i czekaja, az ktos owe drzwi otworzy. Potem jest wielka Pardubicka- bieg do budy. Pies z racji czterech lap i wiekszej inteligencji wygrywa, jednak z racji pierdolowatosci i marnej sily przebicia szybko zostaje z budy wykopany.
I kroluje w niej dziecko. A biedny pies siedzi na progu i patrzy tesknie za poslaniem.
Czasem dostepuje zaszczytu i gniezdzi sie z dzieckiem w budzie. O ile starczy miejsca miedzy misiami, lalkami, kucykami, dzieckiem i garnkami.
Tak, garnkami. Bo Chochlik znosi tam wszystko, co sie da. Lacznie z zapasami jedzenia- ale te alurat dzieki psu szybko znikaja. Wiec jak nie moge znalezc garnka, deski do krojenia, majtek, butow, portwela czy mozgu to ide do budy.
Gromadzenie zapasow to w ogole inna historia. Swego czasu sprzatajac nore Chochlika odkrylam w pudle z zabawkami pol kanapki, banana, jablko, butle ze smietana ktora chyba kiedys mlekiem byla, ogorka i puszke po Pepsi(?!?!). Chochlik patrzyla sie na mnie spode lba, wielce oburzona ze sprzatam skarby.
Teraz zmienila kryjowke. Jeszcze jej nie odkrylam. Ale cos czuje, ze niedlugo dojde do tego, gdzie jest. Po zapachu..  ostatnio w naszym jadlospisie dominuja jajka.

Aktualnie stoje w oknie i sie chichram, bo pies usiadl dupa w wejsciu do budy. A dziecko siedzi w srodku i piszczy, bo wyjsc nie moze.
Wyraz pyska psa informuje, iz jest on bardzo zadowolony.

niedziela, 24 sierpnia 2014

Czemu matka roku?

 Bo jak moje dziecie rzuca mi sie na szyje i konspiracyjnie szepce do ucha "omwa libi tou ta to tu, akbymwe alimimo bubuli" to zamiast myslec "ooo, jakie moje dziecie jest urocze!" mysle "PRECZ DEMONIE!!!" i mam ochote wzywac egzorcyste...
 W ogole Chochlik nie jest normalna. Ktore dwuletnie dziecko spi do 11?!?!? Zebym ja jeszcze piwem czy chloroformem traktowala to rozumiem, ale ona zlopie tylko mleko! I to zwykle, nie makowe...
 Nie mowiac o tym, ze wlosy jej nie rosna. To znaczy rosna, ale glownie z jednej strony. I wyglada jak maly punk. Ogole ja na lyso, ale na jesien, zeby moje zdolnosci fryzjerskie ukryc czapka i nie zostac Matka-Przypalem.

 Pare spraw organizacyjnych. Polskich znakow nie ma i nie bedzie, bo mi klawiatura wziela i zdechla wiec pisze z telefonu.
 Bedzie nie tylko o Chochliku, ale tez o jej ojcu Gnomie, naszej babysitter, kamerdynerze i sprzataczce w jednym czyli Peonie oraz o mojej nieudolnej walce w dotarciu do upragnionych 50kg(co zapewne gdyby bylo mozliwe skonczyloby sie rozpaczliwym placzem nad utraconymi cyckami).
 Oraz o tych wszystkich cudownych, przepieknych, nieprzytomnych, pelnych alkoholu i golych bab imprezach... na ktorych mnie nie ma! :( :( :(

 I taka dygresja na koniec- wiecie, co to jest desperacja? Kiedy slyszac setne tego dnia "MAAAAAAAAAMOOOO!" usmiechacie sie slicznie i cichutko oraz uroczo stwierdzacie "gon sie!"
I zamykacie w lazience.