Dzis bez polskich znakow, bo Gnom mi laptopa kradnie notorycznie i zostawia plewnego tableta, ktory sie na polskie litery wypina.
Od jakiegos czasu moje dziecie przybiegalo do mnie wyciagajac jedna z 4 konczyn i wolajac "Mama, MAM KREW!". Na owej konczynie oczywiscie nigdy nic nie bylo(oprocz brodu, syfu, ziemi, sladow po flamastrze i miliona bakterii wolajacych o ratunek), jednak mojemu dziecieciu to nie przeszkadzalo.
W koncu stwierdzilam, ze jak juz tak przybiega to jej wyjasnie, o co chodzi. Wzielam ja na kolana, pokazalam zylki, wyjasnilam ze w sumie to ona w calym ciele "ma krew" i trzeba sie starac, zeby cala nie wyleciala bo bedzie raczej zle.
2 godziny sie do mnie nie odzywala.
Juz nie wola, ze "ma krew".
Nie jestem pewna, czy tak robia normalne matki...
W dalszym ciagu uskutecznia tez buziorycie(bo w naszej rodzinie nie istnieje "spiew"). Przynajmniej repertuar sie zmienil, juz nie spiewa, ze ja matka bije, tylko ze "jada misie". Kilka razy probowalam sie dowiedziec, gdzie i w sumie po co jada, ale po odpowiedzi, ze "zrobic kupe" przestalam pytac. Wole nie wiedziec...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz