niedziela, 16 listopada 2014

Pierwsza relacja z Zielonych Wysp :)

 Dotarlim! I żyjem! :D
 Generalnie jest spoko :) Dziecko całą podróż samolotem łaskawie przespało(niech żyje budzenie o 5 rano i trzymanie bez drzemki do 13-tej), Gnom też(ale jak on wstanie przed 10-tą to jest święto narodowe, zazwyczaj optymalną godziną do wstania według niego jest 12-13 i dorzucenie drzemki o 18-tej). Oczywiście standardową fotkę chmurek z okna samolotu mam, wrzucę później ;)
 Dziecko zdecydowanie popiera naszą ideę wyjazdu. Lata, biega, szaleje, jeszcze tylko koszy z wikliny nie plecie- ale to chyba tylko przez to, że zwyczajnie wikliny nie ma. Wszystkie dziewczynki to "Lili"(co ona się będzie się bawić w rozróżnianie), a każda napotkana pani to "ciocia". Na lotnisku przynajmniej nudno nie było, bo w końcu "ciocia" zobowiązuje i każda zaczepiona pani się z nią bawiła :D Poranki też wyglądają ciekawie, bo z racji niesamowitej wielkości naszego pokoju śpimy całą trójką ramię w ramię. I niezmiennym rytuałem u Chochlika stało się budzenie mnie. Są dwa warianty budzenia- albo budzę się z mokrym od śliny policzkiem, bo dostaję masę buziaków, albo dzieć klepie mnie w ramię rycząc "Maaaama! Wstawaj! Już siesiąta!!!"(oczywiście nigdy nie ma dziesiątej, standardowo jest to 7 czy 8 ale kto by się tym przejmował). Nie wiem który wariant wolę...
 "Niezbędne" zakupy już poczynione, nakładka na kibelek i stołeczek czekają, aż młodociana właścicielka zauważy, że żadne z dzieci nie ma pampersa. Na razie sumiennie ten fakt ignoruje, na każde moje tłumaczenie reagując patrzeniem z góry(jest niższa o dobry metr a i tak jej się to udaje- geny tatusia...), odwróceniem się i odejściem z godnością. Czasem zawoła, a czasem przybiegnie z radością i mokrymi gaciami wołając "mama, siku!" Ale nie tracimy nadziei.
 No, to teraz trochę o mnie. Chciałam sobie kupić śliczną pidżamkę z kucykiem Pony, ale Gnom mi nie pozwolił :( Jest mi bardzo smutno.
 Zgodnie z założeniami rozpoczynam(ponownie.....) kurację "fit matka"- strój do biegania wyprany, warzywka zakupione, buty do biegania już idą, tylko jeszcze kostium trzeba kupić i na basen się zapisać. I nie tracę wiary, że znów uda mi się zrzucić 10kg w 4 miesiące lub krócej :D Na dobry początek odchudzania wpierdzieliłam wczoraj 200g pistacji..... czyli 1200kcal.
 Super...
 Ale dziś nadrabiam, na śniadanie standardowa kawa z mlekiem, troszkę twarogu z jogurtem naturalnym, pomidor i ogórek. O ile nie ulegnę pokusie Pringelsów i pistacji do wieczora to będzie git :D

2 komentarze:

  1. Gnom jest gnomem, albo wręcz wrednym dziadem. Musisz mieć tą piżamę, zaprawdę powiadam Ci! Z kucykiem! Sama bym chciała.
    Z odchudzaniem - nie łudź się. Ja przestałam. Kup dwie paczki Pringles i jedną mi wyślij. W życiu jest tak niewiele przyjemności a jedzenie jest jedną z nich;] Więc ci nie kibicuję, dlaczego w sumie tylko mi dupa ma rosnąć?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podoba mi się Twoja motywacyjna odpowiedź :D A pidżamę kupię, nie ma opcji żebym jej nie miała :P I podaj adres :P

      Usuń