poniedziałek, 9 lutego 2015

O zaradności słów kilka.

 Ano właśnie- o zaradności czy wykorzystaniu?

 Gnom mi opowiedział wczoraj, co się działo jak wracał z Szamanką do domu.
 Jak przystało na dobre dziecko, Szamanka zaciągnęła ojca na plac zabaw. Zastała tam zjeżdżalnię, huśtawkę, karuzelę i chłopca w piaskownicy. Chłopiec ok. 10 lat, taki standardowy, siedział i bawił się wiaderkiem i NIĄ- obiektem westchnień mojego dziecka od pierwszego wejrzenia, czyli niebieską łopatką.
 Szamanka niewiele myśląc podeszła do chłopca, władczo wyciągnęła rękę i równie władczo stwierdziła:
- Szamanka chce łopatkę!
 Chłopiec zdębiał. Nie jestem pewna czy przez jej ton czy przez fakt, że kompletnie jej nie rozumiał.
 Szamanka uznała to drugie, więc nachyliła się mocniej i wyraziściej wskazała palcem.
- Szamanka chce łopatkę! (nagły przeskok między synapsami) Proszę!
 Chłopiec zrozumiał, ale nie wyszedł ze zdumienia.
- But... it's mine!
 To było wyzwanie dla mojego dziecka.
 Ale nie na długo.
 Sięgnęła do kieszeni, wyciągnęła zdobycznego batona na którego namówiła ojca w sklepie, wyciągnęła w stronę chłopca i znów zarzuciła temat:
- Szamanka chce łopatkę, proszę!
 Wymiana została dokonana na korzyść mojego dziecka. Czy na korzyść chłopca nie wiem, bo ponoć minę miał zagadkową jak jadł tego batona i patrzył z lekkim niezrozumieniem za szybko oddalającą się Szamanką dzierżącą jego niebieską łopatkę. Obiektu "mama chłopca" nie zlokalizowano.
 I w sumie dobrze, bo mądry tatuś nie pomyślał, żeby zainterweniować kiedy jego dziecko robi w wuja inne...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz