czwartek, 25 września 2014

Rozprawka o gender, noclegach i gotowaniu bez gazu.

Chochlik nocowała dziś u Irlandzkiej babci(nie, nie jestem w połowie Irlandką, choć bardzo bym chciała. Po prostu moja mama na stare lata stwierdziła, że wali system i wyjeżdża). Choć "nocowała" to za mocne słowo, bo dziecię moje ceni sobie własną przestrzeń i spać z kimś nie będzie- więc caluśką noc gadała, siedziała, żądała "am" i "baja" oraz intensywnie udowadniała babci i prababci, że one też śpiące nie są.
Także po rozpaczliwym telefonie o 7:34 rano gnałam po ten Gnomi pomiot. Który po wsadzeniu do wózka świergotał jak skowronek, żeby po 3 minutach teatralnie zrobić "fajt!" i obudzić się po pięciu godzinach. Nawet przekładanie do łóżka i rozbieranie jej nie obudziło.

W temacie gender. Jadąc dziś do pracy spotkałam osobę. Osoba była króciutko ścięta, miała spodnie dresowe z krokiem w kolanach(zbyt późne odpieluchowanie), męski zegarek na ręku, czarną skórzaną kurtałkę, bluzę z kapturem, fajny tatuaż i spoko trampki.
I powiem(napiszę) Wam, że z ręką na sercu przez 20 minut jazdy próbowałam zgadnąć, czy to facet czy baba. Bo cycków doszukać się w luźnej bluzie nie mogłam, z twarzy też nic nie wynikało a identyfikacja głosowa("Przepraszam, jak dojadę do X?") nic nie dała. Osoba wysiadła, cmoknęła się w polika z jakimś chłopakiem(ale dziś cholera wie- nawet po tym pewności nie miałam) i odeszła w stronę zachodzącego słońca...
No dobra, na pasy poszła.
Najgorsze chyba jest to, że ja coraz częściej mam takie rozkminy. Bo coraz częściej nie jestem pewna.
Swego czasu szłam przez galerię i przede mną szła dziewczyna. Fajna bluzka, gustowna płócienna torebeczka, rurki, fajne koturny którymi bym nie pogardziła i zgrabny tyłek. Śpieszyłam się, to wyprzedziłam i dyskretnie zerknęłam do tyłu, żeby klasycznie twarz obaczyć- a dziewczyna ma brodę.... i pewnie nazywa się Rysio.
W sumie nic do tego jako tako nie mam- x lat temu kobieta nosząca spodnie była gender. Ale dziś jest to mocno problematyczne.... no jesteś facetem, idziesz do klubu i nie wiesz, czy wylądujesz w łóżku z nowopoznanym "kolegą", z którym ci się zajebiście gada czy dostaniesz po ryju i wyzwą cię od pedałów... no nie wiesz.

Gnom jest mistrzem. Idealnym przykładem tego, że bez mateczki Rasiji i jej gazu da się normalnie żyć.
Wchodzę do domu, zaglądam do piekarnika a tam się rosół gotuje...
Ciekawe, czy z makaronem też mu się uda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz